Forum Windhill High School Strona Główna

Gabinet Verony Harthengoll
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Windhill High School Strona Główna -> Dziedzińce
Autor Wiadomość
Verona Harthengoll
To be or not to be
To be or not to be


Dołączył: 07 Paź 2012
Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z XV-wiecznej angielskiej wioski
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Czw 21:45, 25 Paź 2012    Temat postu: Gabinet Verony Harthengoll

- I jutro macie obowiązkowo stawić się na wasz szlaban - zakończyła swoją wyjątkowo długą przemowę Verona.
Zbuntowani uczniowie, którzy zabawiali się w ozdabianie rysunkami drzwi sali od alchemii z niezadowoleniem powlekli się do swoich pokoi. Verona z satysfakcją słyszała strach w ich głosach, gdy zmierzali ku kwaterom. "Stary, myślałem, że mi do gardła skoczy!"
Jak miło jest być nauczycielką!
Verona miała teraz nieco czasu wolnego, a choć wielokrotnie słyszała już krytyczne wypowiedzi na temat bałaganu w jej gabinecie, hardo twierdziła, że wszystko jest na swoich miejscach. Kobieta uwielbiała swój gabinet. Mieścił się on nieopodal dziedzińca szkolnego, jednakże panowała w nim idealna cisza, ponieważ na jego drzwi rzucone zostało specjalne zaklęcie uciszające. Verona nie szczędziła sobie przepychu; mówiąc w języku uczniów, a nie średniowiecznych czarownic, "zaszalała" podczas urządzania się.
Gabinet był dużym, owalnym pomieszczeniem o ścianach w odcieniu indygo. Na jego końcu znajdowało się podwyższenie wraz z trzema kamiennymi stopniami. Na szczycie znajdowała się obszerna katedra nauczycielska wykonana z ciemniejszej odmiany hebanu. Na biurku walały się zwoje pergaminu, kamienie szlachetne, pióra zakończone srebrną stalówką, notatki oraz rzeczy, o których sama Verona nie miała pojęcia. Tuż za katedrą stał imponujący rozmiarami regał z księgami, rodem nie z tych czasów. Księgi, niektóre zakurzone, inne lśniące dziwnym blaskiem, zawierały całą historię alchemii i przepisy na najmroczniejsze oraz najsilniejsze mikstury. Regału strzegły dwa posągi bazyliszków o żywych, złośliwych oczach. Każdy z nich wykonany był ze srebrno - błękitnego marmuru. Nad całym pomieszczeniem "zawieszone" było nocne niebo. Pełniło ono funkcję naturalnego oświetlenia. Z resztą, Verona i tak nienawidziła tych współczesnych żyrandoli i lamp. Uczniowie siedzący przy stolikach mieli zatem pełną mapę nieba wraz z dodatkowymi trzynastoma planetami, o których zwykli ludzie mieli dowiedzieć się pewnie za miliony lat. Stoliki były porozmieszczane po całym gabinecie w nieregularnych odstępach. Podobnie jak katedra, były one wykonane z hebanu. Krzesła także.
Jedyną rzeczą, jaka zdecydowanie mogła odwracać uwagę uczniów podczas słuchania wykładów, był chaos panujący na ścianach. Mianowice, obrazy i szkice malarzy wszech czasów, pradawne hieroglify, a nawet kamienne tablice ze starożytnej Grecji przedstawiające sceny mitologiczne. Sensację budził również bogato zdobiony sarkofag, jak i Wenus z Milo oraz szkic Leonarda da Vinci, które Verona "pożyczyła" z kilku muzeów.
Kobieta lubiła w swoim gabinecie strzeliste okna z witrażami w kolorze wina, które przepuszczały krwawe światło, wprost na posadzkę pod drzwiami. Miało się wtedy wrażenie, że wchodzi się do kałuży pełnej krwi. Nauczycielka zwykła żartobliwie mówić, że chce w ten sposób pokazać uczniom, co może się stać z nieuważającymi.
Verona wstała zza katedry. Nie mając już co robić, postanowiła wybrać się na przechadzkę po dziedzińcu szkolnym.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rose Willton
Seems a bit dead


Dołączył: 23 Paź 2012
Posty: 366
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wirrawie
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Sob 18:58, 27 Paź 2012    Temat postu:

Z pokoju kominkowego.

Drżące nogi Rose nie pomagały dziewczynie zrobić kolejnego kroku. Wręcz przeciwnie. Pieguska z trudem łapała swój niespokojny oddech. No i co teraz, co teraz, co teraz... Wyciągnęła dłoń w kierunku złotej klamki do gabinetu profesor Verony Harthengoll. A co z tą dzikuską? Jeszcze jej nie ma? Może wcale nie zamierza przyjść.
-No trudno. Co ma się stać, niech się stanie. I tak już nie żyję. Rose przełknęła głośno ślinę, po czym zapukała do pokoju. Najpierw cicho, później trochę głośniej.
-I tak już nie żyję.

Do gabinetu pani prof. Verony Harthengoll.


Ostatnio zmieniony przez Rose Willton dnia Sob 19:03, 27 Paź 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Summer Foutley
Początkujący


Dołączył: 22 Paź 2012
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Liverpool
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Sob 19:29, 27 Paź 2012    Temat postu:

Z pokoju kominkowego
Summer wyszła z pokoju kominkowego okrężną drogą. Nie miała ochoty patrzeć na tą jak jej tam... nie ważne. Jednak jeszcze bardziej nie mogła patrzeć na siebie. Nie mogła uwierzyć, że dała się wciągnąć w jakąś beznadziejną bójkę.Genialny początek. Nie ma co.
Dotarła przed gabinet, ale nikogo więcej tam nie było. Wzięła głęboki oddech i szybkim ruchem przygładziła włosy. Ostatni raz. - obiecała sobie i zapukała do gabinetu. Słysząc, że może wejść, otworzyła drzwi i minęła próg.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Verona Harthengoll
To be or not to be
To be or not to be


Dołączył: 07 Paź 2012
Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z XV-wiecznej angielskiej wioski
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Sob 19:57, 27 Paź 2012    Temat postu:

Z korytarza przy pokoju kominkowym

- Zajmijcie miejsca przy stolikach - powiedziała cichym i nieznoszącym sprzeciwu głosem Verona.
Obie dziewczyny, Summer i Rose mianowicie, rozglądały się po gabinecie z takim wyrazem twarzy, jakby odkryły błąd w teorii heliocentrycznej Kopernika. Verona ruchem ręki sprawiła, że światło gwiazd na niebie przygasło. W gabinecie panował teraz półmrok. Verona stała na podwyższeniu obok katedry w majestatycznej pozie. Po chwili milczenia, czarownica zaczęła mówić do siedzących przy stoliku dziewczyn.
- Wiecie, urodziłam się w czasach średniowiecza, kiedy w domach za najmniejsze przewinienie ze strony dzieci groziła kara. Wind Hill High School to teraz wasz dom. Więc jak myślicie, czy za bójki, tak, te potwornie ludzkie bójki, które nie sprzyjają początkującym czarownicom i które są przewinieniem, należy się kara?
Summer i Rose nie odpowiadały. Verona lekceważąco zerkała na ich rozczochrane włosy i podarte ubrania.
- Nie wiecie? Nie? Na pewno!? - krzyknęła alchemiczka. - To może ja wam powiem... I chcę, abyście zapamiętały to raz na zawsze. Należy się kara. Za splamienie własnego honoru! Za złamania przepisów! Za poniżenie się! Tak zachowują się rodowite czarownice?! Nie, tak zachowują się te marne rasowo ludzkie nastolatki!
Teraz Verona zamaszystym krokiem podeszła do struchlałych ze strachu buntowniczek. Pochyliła się i patrząc każdej po kolei w oczy powiedziała:
- Ale tym razem się wam udało. Tylko tym razem. W pierwszym dniu nie można jeszcze ukarać ucznia.
Przymykając ze złości czarne, ciskające gromy oczy, odchyliła się. Podchodząc z powrotem do katedry, oparła się o nią rękami. Ponownie zapadła cisza przerywana tylko przez chrapliwe oddechy buntowniczek. Verona starała się uspokoić. Ostatkiem sił powiedziała:
- Wyjść.
Chwilę później, po wyjściu dziewczyn, Verona postanowiła zażyć trochę świeżego powietrza.

Na dziedziniec szkolny


Ostatnio zmieniony przez Verona Harthengoll dnia Sob 20:16, 27 Paź 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rose Willton
Seems a bit dead


Dołączył: 23 Paź 2012
Posty: 366
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wirrawie
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Sob 20:10, 27 Paź 2012    Temat postu:

Słowa wypowiedziane przez Veronę Harthengoll trafiły do serca dziewczyny, po czym wyryły w niej wielką dziurę. Wielką, czarną dziurę.
-Wyjść.- zagrzmiała nauczycielka, zakrywając twarz rękoma. Rose zazwyczaj patrzyła w oczy rozmówcy, chciała bowiem, by dana osoba wiedziała, że pieguska rozważa zdania. Słowa. Litery. Każde z osobna. Tym razem jednak brunetka nie potrafiła spojrzeć w oczy Verony- nie potrafiła. Bała się. W tych czarnych, ciskających gromy oczach widziała już wszystkie możliwe emocje. Żar rozgrzanego ciała kobiety upodobnił się do tykającej bomby atomowej, która w każdej chwili mogła wybuchnąć. Dziewczyna starając się nie przewrócić wstała z fotelu. Przed oczami widziała tańczące ogniki. Była zła. Zła na wszystko. Na cały świat. Na tą głupią szkołę. Na zielonooką dziewczynę, buntowniczkę, której nie znała nawet imienia. Siląc się na spokój oraz opanowanie podeszła do drzwi i rzekła z pewnością, jakiej nie czuła nigdy dotąd.
-Do widzenia szanowna pani profesor.


Do ogrodu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Charlie Merridew
Uczeń stopnia I


Dołączył: 24 Paź 2012
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:01, 28 Paź 2012    Temat postu:

Z ogrodu cmentarnego poprzez dziedziniec i korytarze


Charlie szedł na palcach przez korytarz na parterze, starając się nie dotykać zimnej posadzki. Zgubił buty, drogę, orientację i poczucie czasu.
-Jejku-mamrotał, przebiegając wzrokiem po kamiennej mozaice- to nie jest miłe. Nieprzyjemne. Nie lubię tego.
Zatrzymały go dopiero drzwi i to zatrzymały w sposób dość brutalny. Przyjrzał im się, jednocześnie pocierając obolałe czoło, ale szybko stwierdził, że nie jest to wejście do pokoju 44, którego szukał.
Mimo wszystko musiał być za nimi jakiś pokój, więc nacisnął klamkę.

Widok wnętrza zaatakował zmysły chłopca i oszołomił go na kilku sekund. Przeczuwając zbliżający się atak paniki, Charlie zacisnął powieki, objął się ramionami i z całych sił próbował uspokoić oddech.
Nie wiedział, ile czasu minęło, kiedy zdecydował się wreszcie otworzyć oczy. Przeszedł przez pomieszczenie ze spojrzeniem wbitym w podłogę. Starał się nie myśleć o fioletowych ścianach krzyczących na niego płaskorzeźbami, obrazami i jaskrawymi twarzami. Bezpiecznie poczuł się dopiero po pokonaniu schodów. Skulił się pod ogromnym regałem pełnym książek, a po kilku minutach odważył podnieść głowę.
Stało przed nim najsmutniejsze biurko, jakie kiedykolwiek widział. Nie potrafił sobie wyobrazić, by coś było jeszcze bardziej asymetryczne i nieuporządkowane.
Chwycił jedną z leżących na nim kartek. Humor poprawił mu się odrobinę, gdy zobaczył zapisaną na niej reakcję otrzymywania azotanu srebra.
2Ag+2HNO3→2AgNO3
Ag2O+ 2HNO3→2AgNO3
AgOH+HNO3→AgNO3 + H2O

Przeczytał ją kilka razy i zmarszczył czoło.
To niemożliwe. Co się stało z wodorem?
Znalazł na blacie długopis. Na drugiej stronie kartki rozpisał wszystko jeszcze raz. Porównał obie i znów doszedł do tego samego wniosku.
To reakcja na otrzymywanie azotanu srebra z zupełnym pominięciem substytutu. Pojawia się dopiero w wyniku. To jakby stworzyć coś z niczego. Chemicznie niemożliwe.
Zaintrygowany Charlie zapomniał o krzykliwym gabinecie, usiadł przy biurku i odnalazł resztę notatek o azotanach. Każde kolejne działanie otwierało przed jego umysłem rozwiązania, których nigdy nie rozważał, chemię, która nie istniała.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Verona Harthengoll
To be or not to be
To be or not to be


Dołączył: 07 Paź 2012
Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z XV-wiecznej angielskiej wioski
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Nie 18:37, 28 Paź 2012    Temat postu:

Z dziedzińca szkolnego

Będąc już kilka kroków od swojego gabinetu, Verona usłyszała, że ktoś jest w środku. Drzwi gabinetu były lekko uchylone, co nie wróżyło dobrze. Czarownica, nie odczuwając niczego innego oprócz złości, przyspieszyła kroku. Była pewna, że to owe dwie buntowniczki wykorzystały okazję, by zakraść się do jej gabinetu i zniszczyć księgi alchemiczne, które zbierała od wielu lat i które były skarbem jej dziedzictwa.
Gdybym była tylko nędznym człowiekiem, już dawno dostałabym ataku serca od tych wszystkich problemów.
Verona zatrzymała się tuż pod drzwiami. Wytężyła swój nadnaturalny słuch.
Cichy szelest kartek...
Czarownica pchnęła wrota gabinetu i weszła do środka.
Jakież wielkie było jej zdumienie, gdy zamiast tamtych dwóch dziewczyn, ujrzała niezwykle szczupłego chłopca o długich włosach, który w niezwykłym skupieniu czytał jej notatki leżące na biurku.
Zaskoczona czarownica wydobyła z siebie głos.
- Co tutaj robisz, chłopcze?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Charlie Merridew
Uczeń stopnia I


Dołączył: 24 Paź 2012
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 17:41, 29 Paź 2012    Temat postu:

Ge Hong opisał także przemianę rtęci i cynobru w złoto. Efekt przyjmowania receptur zawartych w pismach alchemika przynosił często skutek odwrotny do zamierzonego. Wiadomo, że w latach 801 – 861 czterech cesarzy zmarło na skutek przyjmowania związków rtęci, głównie
-Co tutaj robisz, chłopcze?
Charlie wypuścił kartki z rąk i jego oczom ukazała się czarnowłosa postać. Na jej twarzy malowało się oburzenie pomieszane z zaskoczeniem. Rozproszyła go jej asymetryczna i na wpół rozczochrana fryzura.
-To...
Zebrał pospiesznie rozrzucone notatki, uważając jednak, żeby ich nie pognieść i zapominając o bosych stopach podszedł szybko do kobiety. Pogładził trzymany w wyciągniętej ręce papier.
-To jest niemożliwe- powiedział niemalże szeptem. -Transmutacja ołowiu w złoto? Reakcje na substancje bez substytutów? O barwieniu złota, srebra i kamieni purpurą? To pochodzi ze starożytności. Aparat destylacyjny wynaleziony przez kobietę? Chlorek amonu, kwas azotowy i octan ołowiu otrzymywane w taki sposób?
Przerwał tę rozpaczliwą próbę zrozumienia, bo jego podświadomość podsunęła mu cichutkim głosem, że właśnie wykreował najdłuższą w swoim życiu wypowiedź.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Verona Harthengoll
To be or not to be
To be or not to be


Dołączył: 07 Paź 2012
Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z XV-wiecznej angielskiej wioski
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Pon 17:59, 29 Paź 2012    Temat postu:

Być może nie było tego widać, ale Verona słuchała jak zaczarowana słów tego tajemniczego chłopca. W zaledwie kilku zdaniach potrafił streścić jej notatki, niektóre pochodzące z czasów jej ojca, niektóre całkiem współczesne. Zadziwiła ją jego wiedza, całkiem zbliżona do alchemii, choć posiadająca pewne braki.
Zaraz, czego to oni uczą w tych ludzkich szkołach? Cherami... nie, chyba chemii...
Verona uniosła rękę na znak milczenia. Któraś część jej podświadomości powinna ją teraz zaalarmować, że chłopiec chodzi boso. Czarownica obserwowała jednak w skupieniu swojego niecodziennego gościa, analizując, jak postąpić z takim... przypadkiem. W końcu alchemiczka zdecydowała, że najpierw odpowie na szereg pytań, stosując najprostszą z możliwych odpowiedź.
- To jest alchemia, a jej zasadą jest stworzenie czegoś, co do tej pory było niemożliwe. A teraz moje pytanie. W jaki sposób dowiedziałeś się tego wszystkiego z zaledwie kilku kartek?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Charlie Merridew
Uczeń stopnia I


Dołączył: 24 Paź 2012
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 19:17, 29 Paź 2012    Temat postu:

stworzenie czegoś, co do tej pory było niemożliwe
Te słowa wsiąkały w umysł Charliego, powodując niepokój, niedowierzanie i chorobliwą fascynację.
było niemożliwe
Jeżeli te notatki okazałaby się prawdziwe, cała jego wiedza zostałaby podważona.
do tej pory niemożliwe
Głos kobiety przywołał go z powrotem do rzeczywistości, a wyraz jej twarzy podpowiedział mu mgliście, że zadała jakieś pytanie.
-Hm?- zapytał nieprzytomnie.
Powtórzyła, ale choć znał znaczenie poszczególnych wyrazów jej wypowiedzi, nie mógł zrozumieć całości.
Jak się dowiedziałem?
-Przeczytałem?- odparł niepewnie. -Rozpisałem?
Pokazał drugą, zapisaną schludnymi literami stronę jednej z kartek.
Kobieta otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale Charles tego nie zauważył.
-Mogę pożyczyć? To? I tamto?- wskazał na biurko.
Nie odpowiedziała od razu, uznał więc, że go nie rozumie.
-To. Te... informacje.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Verona Harthengoll
To be or not to be
To be or not to be


Dołączył: 07 Paź 2012
Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z XV-wiecznej angielskiej wioski
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Pon 20:19, 29 Paź 2012    Temat postu:

Verona była zaintrygowana. Więcej, niż zaintrygowana. Ten chłopiec...
- Mogę pożyczyć? To? I tamto?
Jego niepewny głos przerwał ciszę. Chłopiec wskazał na notatki Verony. Jej cenne notatki, które przeleżały wraz z nią w trumnie sześćset lat i które pisane były pod okiem wielkiego alchemika - jej ojca. A teraz, jakiś zupełnie przypadkowy chłopiec miał je ot tak po prostu pożyczyć?
- To. Te informacje... - powtórzył chłopiec.
Nie odpowiedziała jednak. Czarownica podeszła do biurka. Cały czas zerkając na gościa, podniosła notatki. Obróciła jedną z kartek na drugą stronę i przejrzała jego dotychczasowe zapiski.
Hm...z pozoru dobrze, choć nie wygląda to na czystą alchemię...Pominął kilka ważnych rzeczy, takich jak dodanie sproszkowanego chalcedonu... Ale i tak to wyjątkowy przypadek. Bardzo wyjątkowy.
Alchemiczka przyjrzała się jeszcze raz notatkom. Zamyślając się głęboko, postanowiła zaryzykować.
- Cóż... chłopcze - zaczęła. - Nie wyglądasz mi na przeciętnego ucznia, z jakim zwykle mam na początku do czynienia. Twoja wiedza jest imponująca, choć widać w niej braki, co rozumiem. Ta marna ludzka szkoła...
Verona odchrząknęła. Odwróciła się w stronę regału. Przez chwilę wdychając zapach starych ksiąg, zgrabnie wyciągnęła jeden z grubych, antycznych woluminów. Podnosząc jednocześnie notatki z biurka wręczyła całe naręcze wiedzy alchemicznej nieco zaskoczonemu chłopcu.
- Możesz pożyczyć moje notatki - rzekła wwiercając się wzrokiem w trochę nieprzytomne oczy chłopca. - Ale musisz pamiętać, że są one niezwykle cenne i zawierają wiedzę, której nie każdy jest godzien. Dodatkowo, wypożyczam ci jedną z "Księg potęgi alchemii", którą napisał mój ojciec. Być może rzuci ona światło na dotąd nie odkryte przez ciebie prawdy. A teraz prosiłabym cię, abyś wyszedł. Muszę coś przemyśleć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Charlie Merridew
Uczeń stopnia I


Dołączył: 24 Paź 2012
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:45, 29 Paź 2012    Temat postu:

-Możesz pożyczyć. Wyszedł- tyle mniej więcej dotarło do Charliego, ale w zupełności mu wystarczyło.
Z lubością wciągnął do płuc zapach starego papieru i po raz pierwszy dokładnie przyjrzał się kobiecie.
Jej lewa brew przewyższała prawą o kilka milimetrów. Oczy wyglądały na wiecznie zmęczone. Podobały mu się jej kości policzkowe i usta.
Jest mądra, pomyślał. Wie więcej.
Patrzyła na niego ponaglającym wzrokiem.
-Wyszedł?
Ocknął się i podreptał w stronę drzwi.
-Tak. Wyszedł. Charlie wychodzi.
Nacisnął klamkę i przypomniał sobie o czymś.
-Dziękuję?- zapytał, pamiętając, że podobało się to ludziom, z którymi rozmawiał.

Ponowił poszukiwania pokoju, a po drodze mruczał:
-Dziękuję. Dziękuję, dziękuję.
Osiem liter. Sześcian dwójki. Dziękuję.

Do pokoju 44
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Verona Harthengoll
To be or not to be
To be or not to be


Dołączył: 07 Paź 2012
Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z XV-wiecznej angielskiej wioski
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Wto 22:08, 30 Paź 2012    Temat postu:

Znużenie.
To właśnie czuła Verona.
Pomimo niesamowitej chęci przejrzenia dokumentów chłopca i sprawdzenia, kim tak naprawdę jest, czarownica usiadła przy biurku i bezwładnie złożyła głowę na jego blacie, wśród rozmaitych rzeczy. Nawet jak na osobę dysponującą wielką mocą magiczną, musiała jakoś odpocząć od... rewelacji dzisiejszego dnia.
Przez chwilę rozważała powrócenie do pisania notatek poświęconym wykorzystywaniu żelaza w alchemii, jednak jakiekolwiek próby podejścia z powrotem do regału spełzły na niczym. Kobieta zdobyła się jedynie na machnięcie ręką, by jeszcze bardziej przygasić nocne niebo zawieszone na suficie. Teraz gabinet pogrążony był w niemal zupełnym mroku. A biurko wydało się nagle tak kusząco wygodne, a zwoje pergaminu tak miękkie...
Nim alchemiczka zdołała policzyć po łacinie do dziesięciu, jej zmęczone powieki opadły.
Wyglądała teraz młodziej. Znacznie młodziej. Niemal tak, jak wyglądała w trumnie jeszcze z jakieś ponad czterysta lat temu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Francesca Northwolf
My zabijamy czas, a on zabija nas
My zabijamy czas, a on zabija nas


Dołączył: 14 Paź 2012
Posty: 163
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Czarownica

PostWysłany: Śro 21:59, 31 Paź 2012    Temat postu:

Z:Niewielka chatka, niepozorny dom (Tor przeszkód)
Kobieta starała jak najlżej stąpać po skrzypiącej podłodze przed gabinetem profesor Hartengoll. Bała się tej kobiety. Omijała ją szerokim łukiem, ponieważ nie chciała stać się jej ofiarą, kiedy ma ten swój "humorek". Jednak miała do niej ogromny szacunek, gdyż była niezwykle wykształconą kobietą. Francesca zapukała niepewnie do drzwi. Jak zwykle grzecznie czekała na odpowiedź.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Verona Harthengoll
To be or not to be
To be or not to be


Dołączył: 07 Paź 2012
Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z XV-wiecznej angielskiej wioski
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Śro 22:09, 31 Paź 2012    Temat postu:

Jak zwykle, wyczulony słuch Verony zareagował szybciej, niż ona sama. Trzy rytmiczne stuknięcia. Każde uderzyło w to samo miejsce.
Jej sen, zaskakujący z resztą sen, zniknął w mgnieniu oka. Czarownica podniosła się gwałtownie. Leżąc pośród pergaminów i setek innych rzeczy przespała... całą noc.
Alchemiczka i tak nie czuła się wypoczęta, bynajmniej nie z powodu spania, jak to by określili niektórzy, w śmieciach. Po prostu nigdy nie czuła się tak, jakby miała za sobą kilka godzin zdrowego snu. Nigdy.
Kobieta podniosła się znad katedry. Poprawiła fryzurę i powiedziała donośnym głosem:
- Wejść!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Windhill High School Strona Główna -> Dziedzińce Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin