|
|
Autor |
Wiadomość |
Quinn McAdams
Never forget about the past
Dołączył: 07 Gru 2012
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Czarownica
|
Wysłany: Nie 23:00, 30 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Z: Ciemny Las
Ciało mężczyzny było zdecydowanie cięższe, niż można było się tego spodziewać. Głowa trzymająca się na splocie z mahoniowych włosów została odpięta przez sprawne palce Quinn. Samo mrożące krew w żyłach spojrzenie, dało znać Luizie, że ma wybiegać w podskokach z jej własnego gabinetu. Wtedy rozpoczęła się krwiożercza walka z czasem i zdrowiem - pytanie tylko kto ją wygra?
Lśniące ostrze noża ponownie zabłysło w jakże dobrze znanym przez kobietę pomieszczeniu. Dłonią przyciągnęła pobliski parawan, szczelnie zasłaniając nim leżącego Franka. Ciało Lawrenca znalazło swe miejsce na kolejnym łożu szpitalnym, nieopodal Kaladrii.
A teraz najgorsze... Cóż, musiało do tego dojść.
Złapała dłońmi za gołą klatkę piersiową Jonathana i zamknęła przekrwione od wysiłku oczy. Palce rozgrzały się do czerwoności, a policzki nabrały rumieńców.
Drogi Johnie... Co Cię zabiło?
Cisza. Ciemność przed źrenicami uzdrowicielki przemieniła się w ociekający szkarłat.
A więc... To nie było opętanie?
Byłem świadomy swego czynu. Tak, czy siak wiedziałem, że do tego dojdzie; w końcu jestem wróżbitą.
Przeszywający ból tyłu czaszki wyrwał brunetkę z transu. Kątem oka ujrzała prześcieradło okrywające Zidayę. Była pewna, że nie starczy jej mocy na kolejną wizję.
Tylko jeszcze jedna rzecz. Zaraz wszystko się rozwiąże, będzie spokojnie, tak jak kiedyś...
Uzdrowicielka z niemałym podekscytowaniem odsłoniła płomiennorudą istotę. Szybkim truchtem McAdams podbiegła do lodówki i zabrała z niej serce Tab, dokładnie okrywając je delikatnym płótnem.
Ponowne rozcięcie Kal zostało wykonane przez perfekcyjny skalpel. Serce Bishop idealnie wlało się w klatkę piersiową nastolatki, wypełniając pustkę spowodowaną brakiem tego organu.
- Wszystko gotowe. Teraz moc Johna przyciągnie tutaj dusze Kal do ciała. Cholera jasna, Deneris, daj mi siły...
Dłonie szatynki wygięły się na kształt trójkąta, wypełnionego ogromną energią. Moc wróżbity została w części pochłonięta przez Quinn, a reszta oddana płomiennowłosej.
- Zabłąkana duszo, wróć do nas. Ciało masz gotowe, życie odnowione.
Obraz przez źrenicami Quinn lekko poszarzał, a ciało Kal wygięło w dziwnym, nie do opisania znaku. Uzdrowicielka lekko się uśmiechnęła, a po chwili płuca młodej czarodziejki wypełniły się samoczynnie tlenem.
- Witaj, Kaladrio. - wychrapała nauczycielka.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Kaladria Zidaya
Uczeń stopnia I
Dołączył: 03 Lis 2012
Posty: 220
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Paryż, Francja Płeć: Czarownica
|
Wysłany: Nie 23:32, 30 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Z: ...Ciemność?
To było tak niespodziewane, że Kaladria dokładnie nie wiedziała co ma zrobić.
Najpierw po długiej i męczącej wędrówce znalazła się w kompletnie ciemnym miejscu z lustra; każde ustawione pod tym samym kontem tworzyło w sumie dwanaście odbić płomiennorudej.
Zabłąkana duszo, wróć do nas. Ciało masz gotowe, życie odnowione.
Niemożliwe... Ja nie żyję! [/b]
Jakże błędne stwierdzenie wypłynęło z ust Zidayii! Zwierciadła przełamały się na kawałki, które momentalnie przylgnęły do jej lodowatego ciała. Po chwili niespotykany dotąd dotyk, stworzył na jej skórze ogromne dreszcze.
Niemożliwe, niemożliwe, niemożliwe. Kolejne złudzenie wytworzone przez żartobliwą Śmierć?
Ukłucie w sercu. Powieki odsłoniły soczyście zielone tęczówki, czy lekko błękitną biel w gałce.
- A jednak żyję....
Podniosła się nieporadnie, jakby z trudem władając swymi kończynami. Przed nią stała drobna kobieta o nieskazitelnej urodzie. Elegancko ubrana stała zadowolona przed łóżkiem dziewczyny, dokładnie przypatrując się swemu... dziełu?
Wszystko wydawało się być takie surrealistyczne. Palce wyczuwały chropowatość krochmalonego prześcieradła, a nozdrza pochłaniały sterylny zapach gabinetu pielęgniarki połączonego z krwią. Tak, definitywnie żyła.
Automatycznie zeskoczyła z łóżka i wplotła się w Quinn; łzy szczęścia ściekały jej po brodzie, plamiąc aksamitny, czarny płaszcz uzdrowicielki.
- Dziękuję. - wychapała dawno nie używanymi strunami.
W tym samym momencie przypomniała sobie jeszcze jednej waznej osobie.
Tate...
Oderwała się od szatynki i sprintem umknęła w stronę drzwi.
-Nie możesz, jesteś jeszcze wycieńczona! - głos zza pleców Kal krzyczał na całe pomieszczenie.
- Nie mogę... Czekałam na to cały czas. Muszę iść, muszę!
Nie wiedziała, gdzie jest jej ukochany blondyn; nie miała pojęcia co się wokół niej dzieje. Instynktownie pobiegła w stronę pokoju 44, z nadzieją, że tam znajdzie jego .
Do: Pokój 44
|
|
Powrót do góry |
|
|
Quinn McAdams
Never forget about the past
Dołączył: 07 Gru 2012
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Czarownica
|
Wysłany: Pon 2:49, 31 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Uścisk zielonookiej uświadomił Quinn w racji popełnionego czynu.
- Nie mogę... Czekałam na to cały czas. Muszę iść, muszę!
Kobieta prychnęła pod nosem, słysząc wypowiedź rudowłosej.
Padnie z wycieńczenia przy najbliższym schodku, czy wzniesieniu. Tyle mocy na marne...
Jej wzrok wtopił się w ogromną plamę krwi sączącej się z ciała Johna, czy rozrzucony różowy lód wysypany z kufra lodówki. Mimowolnie pokręciła głową z niesmakiem; kto to posprząta?
Próba wykonania pierwszego kroku przez kobietę skończyła się załamaniem kolan i opadnięciem ciała na zimną podłogę. Nieudolne podciągnięcie się z kafelków wywołało wypłynięcie z ust szkarłatnej cieczy na płaszcz McAdams.
- Padam, padam, jak się cieszę, ze Cię mam... - zanuciła przez przepełnione gardło. Dłoń ścisnęła zalane gardło, wywołując kolejną falę zwrotu.
Nie poddam się.
Zamknęła uścisk na kolanie i podciągnęła się niezdarnie do swego poziomu. Odchrząknęła resztę płynu i zgrabnie przeczesała palcami po skórze głowy; gabinet wyglądał jak wyrwany z niskobudżetowego horroru. Quinn złapała się za skronie i szeroko wytrzeszczyła malachitowe oczy.
- O cholera. - Tak, zdecydowanie to był jedyny komentarz na jaki było stać uzdrowicielkę. Zamiast brać się za jakiekolwiek sprzątanie, zasłoniła dokładnie ciało Lawrenca i usiadła na pobliskie krzesło.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Thomas Moriarty
Often the most clever answer is silence
Dołączył: 07 Paź 2012
Posty: 396
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nie Londyn, bo wszyscy stamtąd. Płeć: Czarodziej
|
Wysłany: Pon 16:26, 31 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
A nie wiem, odczepcie się >.<
Ale chyba z gabinetu...
A dobra nieważne.
Thomas przypomniał sobie o nożu z ogrodu cmentarnego, który powinien był najwyraźniej zabrać od pielęgniarki i wypytać Rose skąd go wzięła. Na poddaszu nie miał ubrań, więc pozostało mu pociąć zasłonę brzytwą z biurka i coś wykombinować. Wybrał się do gabinetu Luizy, gdzie drzwi były lekko uchylone, a po wejściu do środka zastał przerażający bałagan. Na krześle w pobliżu siedziała wycieńczona i zalana krwią znajoma nauczycielka. Profesor powoli podszedł do uzdrowicielki rozglądając się po zdezelowanym pomieszczeniu. Na podłodze leżała jakaś płachta, pod którą trudno dokładnie stwierdzić co było. Przyklęknął przy krześle i zaczął gładzić po głowie nauczycielkę pojedynków. Wypytywanie o to co się tutaj stało byłoby bez sensu, chyba wiadomo że jeśli Quinn chce coś powiedzieć zrobi to sama.
Po krótkiej chwili bez sensu było tak siedzieć. Trzeba było zacząć się brać za sprzątanie. Thomas wziął jakieś papierowe ręczniki i zaczął wszystko układając na swoje miejsce. Póki co wolał zostawić płachtę na środku pokoju na koniec, bo z zewnątrz wyglądała w miarę czysto.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Paul Devoux
Początkujący
Dołączył: 26 Lis 2012
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Calvi, Francja Płeć: Czarodziej
|
Wysłany: Pon 17:03, 31 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Z: Korytarz na piętrze
Do gabinetu pielęgniarki poruszał sie z niemałą prędkością, w obawie, że Tab może na dłuższą metę przepłacić za zwlokę zdrowiem, czy życiem.
Porządnym kopnięciem otworzył drzwi, ukazując przerażający widok. Krew rozpryśnięta po ścianach, czy podłodze, omdlała Quinn, sprzątający całe zamieszanie Moriarty... Tego było za dużo.
Szatyn zasłonił przyjaciółce oczy, aby nie zauważyła panoszącego się bordowego płynu po gabinecie; miała wystarczająco problemów na głowie.
- Będzie dobrze; jest tutaj Quinn. - wyszeptał jej do ucha, kładąc Tab na łóżku szczelnie zakrytym parawanem. Stanął nieopodal, wystawiając głowę za zasłonę. McAdams już się niezdarnie podniosła i chwiejnym krokiem zmierzała ku parze.
[i] Co jej jest...? [/b] - rozmyślał, dokładnie mierząc uzdrowicielkę wzrokiem.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tabitha Bishop
Uczeń stopnia II
Dołączył: 04 Lis 2012
Posty: 634
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Holandia Płeć: Czarownica
|
Wysłany: Pon 18:22, 31 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Z korytarza na I piętrze.
Tabitha wniesiona na rękach do gabinetu, omiotła spojrzeniem, całe pomieszczenie.
Widząc ogromną palmę krwi i nieprzytomną Quinn, serce stanęło jej w gardle.
Nie, to nie możliwe...
Profesor Mioriarty próbował ogarnąć ten cały chaos.
Paul przytulił mocniej Tabi, zasłaniając jej oczy.
- Boję się... - szepnęła w odpowiedzi na jego słowa i przylgnęła do niego całym ciałem.
Chłopak położył ją na jednym z łóżek, dokładnie zasłaniając całą salę parawanem.
- Paul, McAdams potrzebuje pomocy... Mnie jest jej moc nie potrzebna. Muszę tylko... - czarodziej jej nie słuchał.
- Paul! - krzyknęła, by zwrócić na siebie, jego uwagę.
- Ona nie ma siły mi pomóc. Ja sama dojdę do siebie. Potrzebuję tylko trochę opatrunków, lodu i rąk do pomocy.
Chłopak wyglądał na rozdartego. Tabi postanowiła inaczej spróbować.
- Paul, wiem, że mnie słyszysz. Nie bój się. Ja na prawdę potrzebuje tylko kilka rzeczy. A Quinn... Ona nie ma już siły. Jest w złym stanie... Wiem, bo słyszę jej myśli. Proszę. Nie zmuszaj mnie do tego, żeby mieć kolejną osobę na swoim sumieniu. Zatrzymaj ją. Niech tu nie wchodzi. Kiedy mnie zobaczy, będzie chciała pomóc, a to może ją wykończyć. Błagam... - patrzyła na błękitnookiego. Jej broda zaczęła drżeć tak, jakby miała się zaraz popłakać.
- Proszę... - powtórzyła w myślach.
W tym samym momencie, coś do niej dotarło. Słyszała myśli wszystkich osób w pomieszczeniu. Zatkała uszy, chcąc je jakoś uciszyć.
Dlaczego teraz? Przed chwilą było dobrze. Czemu teraz słyszę wszystkich?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Quinn McAdams
Never forget about the past
Dołączył: 07 Gru 2012
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Czarownica
|
Wysłany: Wto 0:24, 01 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Quinn nie mogła znieść narasrającego bólu u dołu podbrzusza, czy wciąż dającego o sobie smaku krwi w ustach. Po chwili, jakby znikąd, zjawił się Thomas; na co on tutaj? Niepotrzebny, niepotrzebny! Niech zgibie ten, kto podziwiał McAdams w męczarniach nieskazitelnej. Zawsze piękna i o kobiecym obliczu; dziś wycieńczona i upadła. Cała krew z gabinetu zniknęła za pomocą rąk Moriartiego, lecz ciało Jonathana jkaby nietknięte spoczywało pod sztywnym prześcieradłem szpitalnym.
Trzask otwieranych drzwi. Kto jest na tyle bezczelny, aby wchodzić do zakrwawionego gabinetu bez jakiejkolwiek zapowiedzi?! Paul. Tabitha. Niemożliwe.
Brązowowłosa mimo gestykulacyjnych zastrzeżeń, zaszła za parawan Bishop. Dziewczę zakrwawione z połamaną nogą patrzyło bezradnie na nastolatkę. Uzdrowicielka bez słowa złapała ją mocno za nogę i z wielkim trudem złozyła kości.
- Gotowe. Tab, jedna rzecz. - nauczycielka nir miała zamiaru się patyczkować. - Kaladria została wskrzeszona, mimo tego, że Noah mi zakazał. Ja niedługo padnę; zostały mi resztki magii. Czuję się jak zwykła, umierająca śmiertelniczka. Nie potrwam długo w takim stanie. Wybacz, że mówię Ci to teraz, lecz... Z każdą sekundą pakt zabiera mi siłę.
Mina Paula i Tab? Bezcenna. A pomyśleć, że w tej smutnej i przerażającej chwili, Thomas bawił się w sprzątaczkę do wynajęcia; przecież zmywanie krwi przyjaciela to mały problem.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tabitha Bishop
Uczeń stopnia II
Dołączył: 04 Lis 2012
Posty: 634
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Holandia Płeć: Czarownica
|
Wysłany: Wto 4:21, 01 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Nim Paul zdążył się odwrócić, Quinn weszła za parawan.
Bez słowa złożyła nogę Tabithy, po czym przyjrzała jej się z uwagą.
Słowa McAdams mocno wdarły się w serce dziewczyny.
Wiedziałam...
Złapała kobietę za rękę i przyciągnęła do siebie, tak, że uzdrowicielka usiadła na jej łóżku.
- Pani McAdams... Quinn... wiem, że jest z Tobą źle. Ale wiem też, że nie możesz umrzeć. Nie możesz nas zostawić. - patrzyła kobiecie w oczy i przytuliła ją mocno do siebie.
- Jesteś dla mnie bardzo ważna. Nie chcę cię stracić. - kobieta zwolniła uścisk, Tab jednak trwała w nim. Nie chciała puścić nauczycielki. Jej zły spływały, na nagie ramie uzdrowicielki.
- Wyjedź. Odpocznij. Zregeneruj się. Ale nie umieraj... Nie wybaczę sobie, jeśli moje życie przypłacisz własnym. - Tabitha spojrzała McAdams prosto w oczy.
- Wiem, że nie pozwolisz mi żyć z takim ciężarem. - zrobiła krótką przerwę, przyglądając się kobiecie i dokładnie układając sobie w głowie zdanie, które chciała wypowiedzieć.
- Kocham cię Quinn. Jak siostrę? Jak przyjaciółkę? Nie wiem. Wiem, że jesteś dla mnie równie ważna, jak Noah. - z oczu nauczycielki popłynęły łzy.
- Nie pozwól, bym żyła ze świadomością, że to ja odebrałam ci życie. Błagam... - rozpłakała się na dobre.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Quinn McAdams
Never forget about the past
Dołączył: 07 Gru 2012
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Czarownica
|
Wysłany: Wto 15:54, 01 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Quinn wysłuchała każdego słowa z nieopisaną dla zwykłego człowieka uwagą.
To Ty odebrałaś mi życie? Przecież to ja się na to wyrwałam; Wy nic na ten temat nie wiedzieliście.
Zamknęła drżące palce na wnętrzu dłoni dziewczyny, ściskając z wzruszenia wargi. Nikt, nigdy nie mówił tej wrednej uzdrowiciele takich słów. Owszem, wiedziała że jest bardzo ważna dla Noah, lecz zwroty typu:" Trzymaj się" bardziej uważała za koleżeńskie, aniżeliby dla najlepszego przyjaciela.
- Nie wyjadę, Tab. Chociażby moja ciało odmawiało posłuszeństwa, albo los został mi przypisany, że mam zgnić w tej szkole... Nie zostawię was.
Otarła opuszkami palców ściekające łzy po policzkach nieśmiertelnej. Te rzewne łzy wbijały się w słabe serce Quinn, tylko pogarszając jej stan.
Kobieta poprosiła, aby Paul podał jej średniej wielkości bandaż; chłopak bezproblemowo usłuchał się McAdams. Gdy ta już miała gazę w dłoni, obwiązała nią jeszcze nie w pełni zdrową kończynę.
- No, gotowe. - wymruczała pod nosem. - Mimo tego, że jesteś nieśmiertelna, nie oznacza to, że nie możesz umrzeć.
Zamknęła uścisk na ramie łóżka i przeczesała wzrokiem miejsce za parawanem.
- Chyba powinnam iść po Noah; nie możesz tak bezczynnie tutaj leżeć bez jego wiedzy.
Tabitha jakby przerażona faktem, że Quinn wie o wszystkim, próbowała wedrzeć się do umysłu kobiety. Oszalała?
Panno Bishop, bez przegięć. Ja wiem, że chcesz korzystać ze swych mocy, lecz ja sobie na to nie pozwolę. - wypowiedziała resztami sił w umyśle nastolatki.
Dalej mierząc parę wzrokiem, kręcąc głową, wymaszerowała od pielęgniarki; postanowiła, że o wszystkim poinformuje najlepszego przyjaciela.
Do: Gabinet Noah
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tabitha Bishop
Uczeń stopnia II
Dołączył: 04 Lis 2012
Posty: 634
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Holandia Płeć: Czarownica
|
Wysłany: Wto 16:23, 01 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Cały monolog uzdrowicielki, wbił się w serce dziewczyny.
- Quinn... proszę... - powiedziała, ale kobieta bez zbędnych ceregieli wyszła z gabinetu.
Noah mnie zabije...
Tabi spojrzała zapłakanym wzrokiem na Paula i schowała swoją twarz w dłoniach.
Jesteś słaba... Jak zwykle, to się chyba nigdy nie zmieni.
Nie potrafiła przestać płakać. Zanosiła się rzewnymi łzami, robiąc krótkie przerwy, by nabrać powietrza.
- Zawiodłam. Ale czego mogłam się spodziewać. To normalne. Rose już pewnie nie żyje, Quinn nie chce odpuścić. Brawo Tabitho, brawo. Teraz będziesz miała kolejne dwie osoby na swoim sumieniu.
Opadła twarzą na poduszkę.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Paul Devoux
Początkujący
Dołączył: 26 Lis 2012
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Calvi, Francja Płeć: Czarodziej
|
Wysłany: Wto 20:31, 01 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Cały słowotok Quinn, jak i Tabithy połączył się w jedno wielkie morze informacji, w którym nastolatek się natychmiastowo zatopił. To nie był piękny lazur morskiego błękitu, tylko czarna otchłań, która pożerała niewtajemniczonych.
Kal żyje? Nie, przesłyszałeś się... Nie! Powiedziała, że wskrzesiła Zidayę!
Szatyn przez wstrząs niuansów opadł na pobliskie krzesło i z niemałym otępieniem pochłaniał kolejne porcje informacji.
Nastała kująca w sercu cisza.
Quinn spokojnie wyszła z gabinetu, pozostawiając Dexoux i Bishop na pastwę losu.
- Zawiodłam. Ale czego mogłam się spodziewać. To normalne. Rose już pewnie nie żyje, Quinn nie chce odpuścić. Brawo Tabitho, brawo. Teraz będziesz miała kolejne dwie osoby na swoim sumieniu.
Brązowowłosy złapał ją za bezwiednie wiszącą dłoń, tym samym głaszcząc ją drugą ręką po głowie.
- Quinn da sobie radę, Rose po prostu histeryzuje. Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze. Noah też powinien wiedzieć, skoro uważasz go za osobę godną Twojego serca. - wypowiedział z czułością i ciepłem w głosie, mimowolnie zachodząc w głowę, jak Kal mogła zostać wskrzeszona.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tabitha Bishop
Uczeń stopnia II
Dołączył: 04 Lis 2012
Posty: 634
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Holandia Płeć: Czarownica
|
Wysłany: Wto 20:45, 01 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Natłok myśli jej i trzech pozostałych osób w tym pomieszczeniu, wiła się po bolącej głowie nastolatki.
Thomas myśli cały czas o Quinn... Dziwny związek. Frank śni o Lizzie. To chyba jakieś obrazy z przeszłości. Huśtawka, polana... Paul... Myśli o Kaladrii... Właśnie! Jeśli Kal żyje, to znaczy, że ma moje serce...
Chłopak złapał ją za rękę i gładził po głowie. Tabi podniosła się szybko i mocno do niego przytuliła.
- Nic nie rozumiesz... Quinn, ona oddała swoje zdrowie za moje życie... Ona umiera. Te wszystkie wydarzenia, mocno ją wyczerpały. Jeśli nie odpocznie, a wiem, że nie odpuści, to... - zacisnęła pięści na plecach Paula, nie chciała dopuścić do siebie tych myśli.
- A Rose... ona jest opętana. Ona nie wie co robi. Ciemność zawładnęła jej ciałem i duszą... - płakała mocno, jej ciało jakby płonęło od nadmiaru emocji i myśli, które odbierała teraz jak radar od wszystkich.
Jak ja to mam zablokować?! Nie chce ich słyszeć. Nie bez mojej zgody!
Odsunęła się od Paula, łapiąc go mocno za dłonie. Paznokcie wyrzeźbiły białe półksiężyce na jego delikatnej skórze.
- Kal żyje, bo ktoś poświęcił dla niej swoje życie. Domyślam się, kto to mógł być... - widząc zaskoczony wzrok czarodzieja, objęła jego twarz swoimi dłońmi.
- Nie wiem jaka jest teraz. Nie wiem, czy wrócił potwór, którego znałeś, czy Kal, którą ja poznałam. Wiem, że twoja siostra żyje... - ponownie zakryła uszy dłońmi, by zagłuszyć cudze myśli.
- Wyłącz się... - wyszeptała przez zaciśnięte zęby.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lizzie Williams
Uczeń stopnia II
Dołączył: 24 Paź 2012
Posty: 344
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Londyn Płeć: Czarownica
|
Wysłany: Wto 21:01, 01 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Z korytarza na parterze
Cichym krokiem szła korytarzem. Nie niosło się nawet echo; w szkole zaległa nienaturalna cisza - a może to tylko wyobraźnia rudej szalała? Zapukała - może znowu dzieją się tu jakieś dziwne rzeczy? - i weszła do środka. Zastała Tabi z Paulem i Moriarty'ego. Hmm, zatrudnili go na drugi etat jako sprzątaczkę?
- Dobry wieczór. Cześć, Tab, cześć, Paul - przywitała się cicho. Nawet nie mam ochoty wściekać się na Paula. Aż dziwne. Podeszła do łóżka szatyna i jak zwykle przysiadła na jego skraju.
- Cześć Frankie - pocałowała szatyna w czubek nosa. - Mamy Sylwester... a może to już nowy rok? Nawet nie wiem, która godzina.
Rozejrzała się, ale nie dostrzegła zegara. Albo go nie ma, albo po prostu mózg przestaje ci pracować. Dzięki za pocieszenie.
- Wpadłam tylko złożyć życzenia. Mikes i Anne zostali w pokoju, a nie są w zbyt dobrym stanie - westchnęła. - Więc... wszystkiego najlepszego z okazji urodzin i szczęśliwego nowego roku.
Ścisnęła dłoń chłopaka, wstała i ruszyła do wyjścia. Zatrzymał ją zachrypnięty, cichy, znajomy, ciepły głos.
- Tobie też, Lizzie.
Stanęła jak wryta.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Frank Mason
Początkujący
Dołączył: 06 Gru 2012
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Londyn Płeć: Czarodziej
|
Wysłany: Wto 21:35, 01 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Słyszał każde słowo, które wypowiadała do niego Liz. Czuł jej palce na swojej dłoni. Wielokrotnie o niej śnił i myślał. Tylko jej śliczne oczy, które wciąż widział, utrzymywały go na skraju szaleństwa. Nienawidził tego, że nie mógł jej odpowiedzieć, że nie mógł zacisnąć palców na jej dłoni. Nienawidził tego, że nie mógł otworzyć oczu i spojrzeć w jej tęczówki. Każdego dnia walczył o ruch, możliwość mowy, panowania nad swoim ciałem. Walczył o siebie. Z bolesnych rozmyślań wyrwał go szum powietrza wywołany otwieraniem drzwi. Znajomy zapach wtargnął do sali. Lizzie. Odetchnął z ulgą - a raczej zrobiłby to, gdyby mógł. Poczuł uginający się obok materac, potem pocałunek na nosie. Zachciało mu się śmiać. Ku swojemu zdziwieniu poczuł delikatne drżenie mięśni twarzy.
- Mamy Sylwester... a może to już nowy rok? Nawet nie wiem, która godzina.
Usiłował zgiąć palce, by złapać dziewczynę za rękę. Nie udało mu się, ale jego dłoń poruszyła się. Ruda najwyraźniej tego nie dostrzegła.
- Wpadłam tylko złożyć życzenia. Mikes i Anne zostali w pokoju, a nie są w zbyt dobrym stanie.
Co się stało? Nie dostał odpowiedzi na pytanie. Dziewczyna kontynuowała.
- Więc wszystkiego najlepszego z okazji urodzin i szczęśliwego nowego roku.
Skupił wszystkie siły na jednym celu - otworzeniu powiek. Oślepiło go jasne światło. Udało się, udało! Zobaczył szczupłą sylwetkę rudej zmierzającą ku drzwiom.
- Tobie też, Lizzie - udało mu się wychrypieć.
Dziewczyna stanęła jak wryta, a następnie powoli się odwróciła.
- Frankie?
- Tak. Tak sądzę - uśmiechnął się lekko.
Podeszła do nich pielęgniarka.
- Och, obudziłeś się! Świetnie. Masz tu tabletki na wzmocnienie. Pilnuj go, żeby je brał! - zwróciła się do szczęśliwej rudej. - No, a teraz zabieraj mi go stąd, już za długo tu leży. Frank uśmiechnął się. Dziwnie się czuję. Dość długo nie używałem mięśni. Z pomocą dziewczyny wyszedł z sali.
- Tęskniłem... - wyszeptał.
Do pokoju 100
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lizzie Williams
Uczeń stopnia II
Dołączył: 24 Paź 2012
Posty: 344
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Londyn Płeć: Czarownica
|
Wysłany: Wto 21:47, 01 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Powoli się obróciła. Jej wzrok napotkał spojrzenie ukochanych miodowych tęczówek.
- Frankie?
- Tak. Tak sądzę.
Uśmiechnęła się szeroko, a w jej oczach zabłysnęła łzy szczęścia. No, tak sobie możesz płakać. Szybkim krokiem podeszła do szatyna, pogłaskała go po głowie, wzięła za rękę. Zaciskające się na jej ręce palce chłopaka utwierdziły ją w przekonaniu, że to nie sen. To się dzieje naprawdę... On się obudził, obudził! Podeszła do nich pielęgniarka. Ruda posłała jej szeroki uśmiech. Coś ją tknęło i rozejrzała się szybko po gabinecie, ale nie napotkała wzrokiem szukanej osoby. Musze podziękować McAdams...
- Och, obudziłeś się! Świetnie. Masz tu tabletki na wzmocnienie. Pilnuj go, żeby je brał! - zwróciła się do Liz. - No, a teraz zabieraj mi go stąd, już za długo tu leży.
Śmiech rudej rozbrzmiał w sali. Lekki, radosny - jak dawniej. Pomogła chłopakowi wstać i objęła go w pasie. Oplatające jej talię ramię Franka spowodowało kolejny wybuch radości dziewczyny.
- Tęskniłem...
- Ja też... Nawet nie wiesz, jak mi ciebie brakowało...
Pocałowała delikatnie jego malinowe usta. Ruszyli do pokoju dziewczyny.
Do pokoju 100
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|