|
|
Autor |
Wiadomość |
Miguel Tulcakelume
Uczeń stopnia I
Dołączył: 29 Paź 2012
Posty: 189
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nowy Jork Płeć: Czarodziej
|
Wysłany: Wto 21:43, 01 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Nie miał pojęcia co się z nim stało, możliwe, że zemdlał, ponieważ nie mógł przypomnieć sobie nic z ostatnich kilku minut. Kiedy złapał oddech i trochę się uspokoił zauważył, że jest sam. Wbił wzrok w sufit próbując poukładać sobie wydarzenia tej doby. Przejechał dłonią po zimnej posadzce natrafiając na szkło. Skrzywił się. Usiadł, następnie przywarł plecami do ściany kładąc czoło na zgiętych kolanach. Odszukał palcem dolną wargę, głośno przełknął ślinę po czym potargał nerwowo włosy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Charlie Merridew
Uczeń stopnia I
Dołączył: 24 Paź 2012
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 22:30, 01 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Z balkonu
Ciało Rose ciążyło mu coraz bardziej z każdym kolejnym stopniem. Kiedy wreszcie dotarł pod drzwi obserwatorium, był na skraju wycieńczenia.
Położył dłoń na klamce i zawahał się.
Nie chcę tego zrzucać na ciebie.
Wiedział jednak, że nie poradzi sobie z problemem ani fizycznie, ani psychicznie.
Pchnął drewno nogą i zobaczył skulonego Miguela.
-M- powiedział cicho, nie zauważając nawet, że użył głośno zdrobnienia, którym posługiwał się tylko w myślach -co się robi z martwymi ludźmi?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Miguel Tulcakelume
Uczeń stopnia I
Dołączył: 29 Paź 2012
Posty: 189
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nowy Jork Płeć: Czarodziej
|
Wysłany: Wto 22:51, 01 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Martwymi? Zdenerwowany oraz niepokojąco rozbudzony podniósł głowę i zobaczył Charliego, który dźwigał Rose. Przetarł oczy, lecz nic się nie stało. Uszczypnął się wciąż myśląc, że śpi. Zaczął kręcić głową z niedowierzaniem. Pieguska wyglądała okropnie. Miguel zdezorientowany wskazał dziewczynę trzęsącą się dłonią.
- Ona... nie żyje? - spytał.
Całość brzmiała absurdalnie, lecz odpowiedź wydawała się oczywista. To nie miało żadnego sensu. Przypomniał sobie Rose, którą widział niedawno, gdy wychodziła z ich pokoju, była wychudzona i zmarnowana, ale teraz wyglądała jeszcze gorzej. Chyba zwymiotuję. Siląc się na odwagę wstał i ruszył przed siebie. Skrzywił się na widok tak przygnębiającego obrazka.
- Chyba powinniśmy ją oddać nauczycielom - odparł przygryzając dolną wargę. Rozejrzał się po pomieszczeniu jakby spodziewał się, że kogoś znajdzie. - Co jej się stało? - spytał odwracając wzrok.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rose Willton
Seems a bit dead
Dołączył: 23 Paź 2012
Posty: 366
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wirrawie Płeć: Czarownica
|
Wysłany: Śro 19:21, 02 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Powoli, stopniowo mgła przysłoniła nieprzytomnej z wycieńczenia dziewczynie widok; jej klatka piersiowa wzniosła się lekko; prawie niedosłyszalny świst wydobył się z pokaleczonych ust. Serce zabiło w szaleńczej nadziei, że to może jeszcze nie koniec, że może jeszcze jest nikła szansa. Jednak i tym razem, nie otrzymując pomocy z zewnątrz, zawiodło. Dało się usłyszeć jedynie delikatne ''bum bum", przenikające przez wątłą skórę- tym razem już ostatnie.
-Nie wiedziałam, że to będzie tak łatwe. -zaśmiała się głucho, zastanawiając się gdzie dotrą wypowiedziane przezeń ciche słowa.
No właśnie. Nie wiedziała gdzie jest. Gdzie trafiła. Co się z nią stało. Dosłownie wszystko wokół niej układało się w ogromny znak zapytania pod postacią mleczno białego pasma mglistej poświaty ludzkich uczuć i myśli.
-Nie wiedziałam, że to będzie tak przyjemne.
Wszystko wokół zawirowało, powodując przyjemne ciepło rozchodzące się po nadal żywym ciele. Kłębowisko dymu, kości, rozpalonych serc oraz wspomnień bujało w przestworzach wraz z umysłem rozpromienionej pieguski.
Jest szansa. Jeszcze jest szansa. Tak. Ja to wiem.
Pokaleczona dłoń trzymała się kurczowo czegoś, co potocznie zwano życiem. Nagle, zupełnie bez żadnego ostrzeżenia zgubiła drogę do nikąd; kończyna zawisła bezwładnie w nicości, otchłani jasności tak rażącej swym blaskiem niczym rozpromienione słońce w zenicie. Mahoniowa, połączona z karmelem barwa tęczówek została przymknięta przez nieruchome już powieki, policzki ozdobiły delikatne rumieńce okalające zapadniętą twarz, a na ustach zabłąkał się uśmiech. Tylko on opowiadał historię nędznego życia, pełnego trosk i utrapień- tylko on widział wszystko; pozostał tylko on.
-Nie. To jeszcze nie koniec.
W zasięgu zamglonego wzroku majaczyła stara brama; wyglądała na dosyć często używaną, zważając na wytarcia oraz wyblakłe kolory barwiące przedmiot codziennego użytku. Zdezorientowaną dziewczynę ciągnęło by nacisnąć żeliwną klamkę, jakaś niewidzialna siła wręcz pragnęła tego nic nie znaczącego gestu. Jednak szósty zmysł podpowiadał nie do końca świadomej swoich konsekwencji Rose, żeby pod żadnym pozorem nie wchodziła w głąb czeluści wszechobecnej mgły.
Wreszcie znudzona szaleńczą bitwą własnych myśli przykucnęła obok kamienistej dróżki, gdzieniegdzie wyłożonej złoconymi, drogimi kamieniami, które ni w ząb pasowały do wystroju tego… miejsca? Pomieszczenia? Budynku? Wciąż nie miała pojęcia gdzie się znalazła.
-Jestem Rose Willton. –wychrypiała, odczuwając nieopisaną radość z zasłyszanego, własnego głosu. –Jestem całkiem zwyczajną, przeciętną dziewczyną.
Psychiatra w Wirrawie polecił zdruzgotanej po śmierci matki piegusce by ta jeszcze częściej mówiła do siebie- określił to jako… ,,budowanie własnej wartości’’. Rose zbyt dobrze wiedziała, że rozmowa z mrocznym cieniem nic nie da, jednak jakaś część ,,jej’’ była niezwykle szczęśliwa, że młoda Willton ciągle słyszy i czuje. Ba! Że potrafi mówić.
-Trafiłam do prestiżowej szkoły o niecodziennej nazwie: Windhill High School. Przekraczając bramy placówki miałam rozpocząć nowe życie. -przełknęła ślinę, starając się przełknąć powstałą w gardle kluchę.
-I rzeczywiście, tak się stało. Uczyłam się szalonych zaklęć, uczestniczyłam w balu, mieszałam mikstury, zaznajamiałam się z nowymi trudnościami z jakimi miałam się zmierzyć. Aż do teraz.
Powolny chód wokół rozprzestrzeniającego się dymu przerodził się w szaleńczy bieg.
-Jestem Rose Willton. Dziewczyna. Zwykła nastolatka.
Pieguska zatrzymała się przy bramie, biorąc do płuc coraz większe dawki odżywczego tlenu. Wraz z nim do ciała dostarczono także niezbędnej adrenaliny.
-Rose. Dla innych pieguska. Lubię krwistą czerwień, grzanki z mlekiem, lazurową toń bezbrzeżnego oceanu.
Nie miała pojęcia dlaczego wyrzuca z siebie te wszystkie słowa; Luke ciągle powtarzał, że mimo zaleceń psychiatry rozmowa z samym sobą nie przyniesie żadnych korzyści.
-Nie znoszę gdy ktoś w moim towarzystwie siorbie, sama mam za to nieprzyjemny nawyk gładzenia błyszczącego ostrza noży.
Ale nie, tym razem dziewczyna miała coś do zakomunikowania. Chciała powiedzieć tylko jedno- najważniejsze, powodujące nieustanne drgawki krótkie zdanie. Nie przeszło przez gardło. Nie mogła go wypowiedzieć, nie potrafiła.
Nastolatka powtórnie wciągnęła maksymalną ilość tlenu do płuc, dokładnie w tym samym momencie otwierając pokaleczone usta.
Muszę to powiedzieć. Nie wierzę. Choć to nie może być prawda, to muszę usłyszeć to zdanie ubarwione moim głosem. Muszę.
-Jestem Rose Willton. I właśnie umarłam.
<center>
KONIEC.
A może jednak nie...?</center>
Ostatnio zmieniony przez Rose Willton dnia Śro 19:28, 02 Sty 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|