|
|
Autor |
Wiadomość |
Paul Devoux
Początkujący
Dołączył: 26 Lis 2012
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Calvi, Francja Płeć: Czarodziej
|
Wysłany: Wto 4:53, 25 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Z: Cmentarny Ogród
Pieguska cały czas trzęsła się z mrozu na rękach chłopaka. Skóra Paula szczypała z oziębienia i mimo iż starał się jak najszybciej trafić do pokoju, z każdą sekundą tracił energię i siłę na dalszą wędrówkę.
Wreszcie znalazł upragnioną 78. Rose położył na swoim łóżku, a sam przebrał się w wygodne ciuchy. Ubrał luźne, aczkolwiek wąskie granatowe spodnie, koszulkę na długi rękaw z białym wilkiem i conversy.
Co ja mam z nią zrobić? Nie chcę jej zbudzić, a trzeba ją przebrać...
Odgarnął dłonią czarną czuprynę i przemyślał każdy, najdrobniejszy krok.
- Idę po Twoje spodnie; nie budź się. - wydał rozkaz płomiennorudej.
Do: Pokój 13 [gdzie nie piszę posta, bo po cholerę nam spam?
***
Z: Pokój 13
Wmaszerował lekko speszony ze dżinsami dziewczyny. Następnie w dłoń ujął nożyczki i wzdłuż szwu, rozciął sukienkę. Zakrywając materiałem podbrzusze Willton, szybko na biodra nasunął jej rurki.
- Nie sądzisz, że to Ty powinnaś rozbierać mnie? - mruknął z przekąsem do nieprzytomnej przyjaciółki. Jako górę stroju użył swej czarnej koszuli, dokładnie zapinając jej każdy guzik. Zauważył, że szatynce przerażająco wystają żebra, czy obojczyki.
Anoreksja? Choroba? Stres? - wyliczał w głowie wszystkie możliwe opcje. Pewnie Devoux, to normalne. Rozebrałeś ją bez jej zgody i ubrałeś w swoje ciuchy. Świetnie!
Otulił ciało szczelnie kocem i ułożył wygodnie na łóżku. Zważając na swój stan, postanowił, że ułoży się obok i tylko położy... Po chwili zapadł w głęboki sen, kurczowo przytulając do siebie przyjaciółkę.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Rose Willton
Seems a bit dead
Dołączył: 23 Paź 2012
Posty: 366
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wirrawie Płeć: Czarownica
|
Wysłany: Wto 9:44, 25 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Z ogrodu cmentarnego.
Spierzchnięte usta, tak pragnące Twego mroźnego oodechu.
Zranione serce, łaknące kojącego głosu.
Pohartana dusza, marząca o kuracji Twoją bliskością.
Ciało drżące, na myśl o dotyku.
Imaginacja?
Gdy dziewczyna ocknęła się z letargu pierwszym faktem jaki z trudnością sobie przyswoiła były cudze ubrania, pachnące wprost niebiańsko, kojące jej podrażnioną od mrozu skórę.
-Jak tak dalej pójdzie to kiedyś obudzę się w krainie pełnej oczojebnych jednorożców. Wprost genialnie.
Drugim faktem okazała się pocięta koronkowa sukienka, cała ubłocona, porzucona niczym śmieć na posadzce.
Pieguska zadrżała nieznacznie, krzywiąc się na sam widok porozcinanej halki.
-Tak wiem. Mogłam zginąć a ja się martwię o dobro materialne. Prawdziwa chrześcijanka, nia ma co.
Ostatni fakt- ten jednak optymistycznie oddziaływujący spowodował falę ekscytacji płynącą aż po koniuszki zmarzniętych palców.
Obok niej, na łożu leżał niebieskooki pogrążony w śnie. Jego miarowy odech działał niczym pierwszorzędny metronom- wyznaczał krótkie, urywane dziewczęce oddechy.
-Paul. Ze mną. W łóżku. Nie. Nie prawda. To mi się śni. Jedynie fikcja dobrze zmanipulowana umysłem. To... nie może być prawda. -pieguska jakby na potwierdzenie swych myśli dotknęła palców Paula, które obejmowały podekscytowaną dziewczynę w talii. Lodowato zimne palce Rose nie natrafiły na żaden opór: chwilę później z namaszczeniem gładziły gładką skórę na ramieniu.
-Utwierdziłam się w przekonaniu, że wzrok mnie nie myli. Jednak umysł jeszcze nie wierzy.
Przysunęła się bliżej uśpionego chłopaka wdychając tą charakterystyczną woń.
-Imbir. Cynamon. Słodycz. Radość. -wyliczała, starając się go nie zbudzić.
Przesunęła palce na twarz- teraz spokojnie mogła dotykać Paula w tych miejscach w których nigdy wcześniej nie mogła. Wcześniej wydawały się jedynie częścią ciała, teraz okazały się jednak niezwykle kuszące. Przejechała opuszkiem po wzgłębieniu na policzkach, potem przeszła do czoła, na którym pojawiła się pojedyńcza zmarszczka.
-Jesteś słodki jak śpisz. Co ja mówię- zawsze jesteś słodki.
Wciąż leżąca dziewczyna podziwiała każdą część ciała Paula- zupełnie jakby uczyła się anatomii od podstaw. Gładziła policzki, dotykała zmierzwionych włosów... Coraz to nowe odkrycie powodowało przyjemne drżenie, zupełnie nie związane z mroźnym wydarzeniem kilka godzin wcześniej.
Rose zatraciła się w sylwetce młodgo Devouxa- nie zaprzestała poszukiwań, łaknęła wiedzy.
-Walić umysł. Ważniejsze jest serce.
Złożyła na ustach niebieskookiego długi pocałunek. Z niemałą trudnością przyszło jej oderwanie ust, jednak gdy to zrobiła poczuła, że cała płonie. Gorąco rozpalonego ciała mogłoby wystraszyć Paula, jednak dziewczyna nie myślała już racjonalnie.
-Dlaczego musiałeś uratować tak marną istotę? Nie potrafię Ci się teraz odwdzięczyć. -szepnęła mu do ucha.
Immaginacja? Wyobrażenie? Rzeczywistość.
-Tylko nie uciekaj. Proszę.
Czekała na jego ruch.
Ostatnio zmieniony przez Rose Willton dnia Wto 10:29, 25 Gru 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Paul Devoux
Początkujący
Dołączył: 26 Lis 2012
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Calvi, Francja Płeć: Czarodziej
|
Wysłany: Wto 13:54, 25 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Zasnął jak zabity. Ostatnie wydarzenia w szkole nieźle go przeforsowały, a nawet nie pamiętał, kiedy spał w swoim łóżku. Z drzemki przebudził go gorący dotyk na policzkach, czole, czy klatce piersiowej. Szybko domyślił się, że Rose najprawdopodobniej zapragnęła poznać jego jakże zimne ciało.
Nie przeszkadzaj sobie. Ja tu tylko leżę i "śpię".
Usta Willton i Devoux spotkały się, w nieznanych mu okolicznościach. Szybko otworzył oczy, złapał dziewczynę w pasie i przekręcił do siebie. Zatopił twarz w jej aksamitnej szyi, a z ust można było wychwycić gardłowe, rozkoszne mruczenie. Szatynka zachichotała.
- Wiesz, że tu jesteś piękna? - wskazał palcem na obojczyki przewodniczki, jednocześnie muskając je gorącymi wargami. - I tutaj. - burknął, odkrywając to co nowy milimetr jej skóry. Lekko chropowata powierzchnia ust przyprawiała Rose o kolejną falę dreszczy; nie przeszkadzało to szatynowi w kontynuacji badania sprężystości naskórka czarodziejki. Palce Paula wplotły się w płomienne włosy, a nogami przytrzymywał do ściany nastolatkę.
- Nie uciekniesz mi.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rose Willton
Seems a bit dead
Dołączył: 23 Paź 2012
Posty: 366
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wirrawie Płeć: Czarownica
|
Wysłany: Wto 14:32, 25 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Dygocąca pieguska nie spodziewała się aż takiego rozwoju sytuacji. W jednej chwili Paul przyszpilił ją w lodowatych objęciach, dokładnie w tym samym momencie muskając wargami jej rozgrzane ciało. Dzieczyna drżała coraz bardziej- i to jej się właśnie podobało.
-Wiesz, że tu jesteś piękna?
-Tylko ty się bawisz? -mruknęła, obejmując osłabionymi kończynami biodra niebieskookiego.
-Nie uciekniesz mi.
Mruczała niczym kocur po obfitym posiłku. Domagała się więcej.
-Nie zamierzam.
Zatopiła się w rokosznej chwili, z całych sił pragnęła by ta trwała jak najdłużej.
Sprawnym ruchem rozpięła koszulę w kratkę- zbędny przedmiot, przeszkadzający w odkryciu wewnętrznego piękna Paula.
Delikatnie odsłoniła lśniący tors, wciąż mrucząc i chichocząc.
-To ty jesteś piękny.
Ostatnio zmieniony przez Rose Willton dnia Wto 14:33, 25 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Paul Devoux
Początkujący
Dołączył: 26 Lis 2012
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Calvi, Francja Płeć: Czarodziej
|
Wysłany: Wto 17:07, 25 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
W tym czasie, gdy muskał jej podbródek, dłonie Rose zgrabnie odpinały guziki od koszuli.
- Szybko Ci to idzie.
Zaśmiał się złowieszczo do ucha Willton, tym samym pozwalając na swobodną wędrówkę jego palców pod koszulę dziewczyny. Przez chwilę wydawało mu się, jakby zimne palce roztapiały się pod wpływem gorąca ciała partnerki.
Ich usta znów zbiegły się w galopie namiętności i miłości. Po chwili Paul urwał wszystkie ruchy; zapomniał o dzisiejszej wigilii. Niechętnie podniósł się z łóżka i powoli przeciągnął, prezentując rozgrzany tors, czy rosłe i umięśnione barki.
- Wrócimy do tego, obiecuję. A teraz wypadałoby wyjść na tę pieprzoną wigilię. Nie wiem w końcu po cholerę są te święta, ale trzeba się przynajmniej pokazać.
Ubrał czerwony t-shirt, a Willton rzucił jego miętową koszulkę z nadrukiem przedstawiającym Star Wars.
- Ubieraj. No chyba, że chcesz paradować w biustonoszu? Chociaż... Dla mnie to nawet lepiej. - zaśmiał się chrapliwie. Swój ton próbował utrzymać w tonacji "to ja tutaj rządzę".
Usiadł na parapecie okna i puścił oczko Rose; ta szybko wstała i założyła rzuconą część garderoby.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rose Willton
Seems a bit dead
Dołączył: 23 Paź 2012
Posty: 366
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wirrawie Płeć: Czarownica
|
Wysłany: Wto 21:29, 25 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Tak bardzo już znane lodowate palce błądziły po rozpalonym od emocji nim targających ciele, aż natrafiły na opór. Tym oporem okazała się koszulka pieguski. W jednej chwili palce przemieniły się w mordercze stworzenia; zdarły ubranie z pełnego ekscytacji ciała, pozostawiając jedynie samą bieliznę.
Rose na przemian mruczała i wydawała gardłowe dźwięki. Pomiędzy jedną a drugą falą rozchodzących się w mgnieniu oka doznań wypowiadała bezgłośne: zostań ze mną, jakby bała się, że jej wybawca ucieknie gdzie pieprz rośnie w obawie przed... No właśnie: przed czym? Przed nią samą? Jej zachowaniem?
-Wrócimy do tego, obiecuję.
-Mam nadzieję. Tak szybko nie odpuszczę.
Dziewczyna nadgryzła delikatnie ucho partnera, powodując drżenie- tym razem występujące także u niego.
-A teraz wypadałoby wyjść na tę pieprzoną wigilię. Nie wiem w końcu po cholerę są te święta, ale trzeba się przynajmniej pokazać.
-Wigilia. Cholera! Na śmierć o niej zapomniałam.
Czar prysł. Niebieskooki niechętnie oderwał swe ciało od zdezorientowanej Rose odsłaniając błyszczący tors oraz rosłe barki.
-Ubieraj. No chyba, że chcesz paradować w biustonoszu? Chociaż... Dla mnie to nawet lepiej.
Chrapliwy śmiech Paul'a został gwałtownie przerwany przez kwiecisty, namiętny pocałunek, jednak później było... BUM.
-Ojej. Przepraszam. -zaśmiała się, próbując nieporadnie wstać z posadzki, na której wylądowała.
-Zapomniałam, że nie za bardzo mogę chodzić. -założyła miętowy T-shirt ze Star Worsam'i przygryzając dolną wargę.
-I co teraz?
Jakby w odpowiedzi na nieme pytanie Paul chwycił w objęcia Rose, pozwalając jej wtulić się w rozwichrzoną czuprynę pierwszy raz rozgrzanego chłopaka.
-Jeśli tak na Ciebie działam, to mogę umierać codziennie.
Do jadalni.
Z Pokoju [44].
Słodki zapach dwóch ciał opowiadał wcale nie tak dawną historię- uderzał do nozdrzy powodując podniecające mrowienie; tysiące mrówek rozchodziły się po ciele tak szybko i zgwałtownie, że nawet trzeźwo myśląca istota miałaby wielki problem z odnalezieniem góry czy dołu.
-Może jestem chora... W książce którą ostatnio czytałam miłość nazwali nieuleczalną chorobą. -snuła rozmyślania, kładąc się na łóżku Paula, które nadal pachniało cynamonem...
-Gdyby rzeczywiście miłość była śmiertelną chorobą to byłabym najgorszym przypadkiem w ludzkości. -zaśmiała się głucho, w tym samym momencie zdejmując miętowy T-shirt. Po chwili namysłu zaprzestała z dalszych czynności; położyła się na plecach, po czym z rozpływającym uśmiechem na ustach przymknęła drżące od nadmiaru emocji powieki.
-Nie rozbiorę się dalej. Chyba będziesz miał co robić...
Ostatnio zmieniony przez Rose Willton dnia Pią 1:07, 28 Gru 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Paul Devoux
Początkujący
Dołączył: 26 Lis 2012
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Calvi, Francja Płeć: Czarodziej
|
Wysłany: Pią 2:23, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Z: Jadalnia (wiem, nie ma postu)
Szybkim krokiem próbował dostać się do pokoju; miał nadzieję, że pomieszczenie będzie puste od lokatorów. Silnym ruchem pchnął drzwi, a jego oczom ukazała się Rose w pół negliżu.
Surprise?
Dziewczyna najwidoczniej zasnęła, trzymając w ręku jego miętową koszulkę. Na twarzy Paul'a zagościł uśmiech zmieszany z bezradnością.
-Powiedz mi, co ja mam teraz zrobić? Obudzić Cię? Chociaż... W końcu tak ładnie śpisz.
Usiadł na fotelu obok, bacznie obserwując dziewczę. Odgarnął dłonią czarną czuprynę i sięgnął po torbę. Z podręcznego bagażu zabrał metalowe pudełko i szybkim ruchem zabrał jednego papierosa. Odpalając tytoń od słabego płomienia kieszonkowej zapalniczki, zaczerpnął w płuca szary dym. Drobinki z bibuły kuły Devouxa w silne płuca jednocześnie uwalniając drobną dawkę adrenaliny.
Nie wiem, czy dobrze robię... A jak w nocy wyskoczy Ci taka z nożem? - mimowolnie na jego twarzy pojawił się sarkastyczny uśmiech.
Podciągnął kolana na wysokość przepony i skrzyżował je, opierając na nich brodę.
- Paul, Twoje serce jest takie piękne... mogę je wyciąć? - wyszeptał, przedrzeźniając piskliwy głosik Rose.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rose Willton
Seems a bit dead
Dołączył: 23 Paź 2012
Posty: 366
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wirrawie Płeć: Czarownica
|
Wysłany: Pią 2:33, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
-Skoro tak bardzo chcesz... -wymruczała, opuszczając błogi stan pół snu.
Gdy rozwarła powieki zobaczyła najgorszy obraz jaki kiedykolwiek mogła sobie wyobrazić. Ten widok spowodował że oczy mimowolnie otworzyły się jeszcze bardziej.
-Paul. Niebieskooki. Papieros. Smutek. Dym.
Pieguska w jednej chwili chwiejnie wstała z łoża. W oczach miała łzy, a w gardle ochydną kluchę.
-Przepraszam... ja.. sobie już idę. -wyszeptała, czując jak każde wypowiedziane doń słowo trafia prosto do serca zamyślonego chłopaka.
Nagle niebieskooki zatrzymał ubierającą się Rose. W jego oczach czaiła się niepewność.
-Ja Cię kocham Paul. Nic ci nie zrobię... Ja Cię kocham. -powtarzała niczym mantrę, błagając aby to wsytarczyło.
-I co narobiłaś głupia? Zachciało się miłości. Pff. Namiętności.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Paul Devoux
Początkujący
Dołączył: 26 Lis 2012
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Calvi, Francja Płeć: Czarodziej
|
Wysłany: Pią 3:20, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Przewrócił ostentacyjnie oczyma, widząc reakcję Rose.
- Czasem mam wrażenie, że niczego nie rozumiesz. - bąknął pod nosem. Zaciągnął się kolejny raz papierosem, pozostawiając w pomieszczeniu kłębię dymu. - Mnie nie uwiążesz. Ptak ma skrzydła i zawsze odleci.
Miał wrażenie, jakby słyszał łamanie się serca Rose. Dziewczyna zacisnęła palce na klamce i mocnym trzaśnięciem zamknęła za sobą drzwi.
Szatyn odchylił głowę na oparcie fotela i zamknął oczy.
Ty to zawsze wszystko spierdolisz, nie?
Strzelił palcami i rozprostował obolałe nogi. Dopiero teraz zobaczył prezent od Rose.
Wesołych Świąt. Płomienna.
Uderzył się dłonią w czoło i przeklął pod nosem. Dłoń powędrowała w kieszeń spodni, znajdując żelazną zapaliczkę.
- A gdybym tak się spalił? Lód podobno szybko topnieje.
Opuszkami palców strzelił zapłon, a w sekundę pojawił się spory płomień. Lazurowe tęczówki jakby przerażone widokiem ognia schowały się za ogromnymi źrenicami. Te natomiast pożerały czerwony języczek wzrokiem.
Jeden ruch i po Tobie, Devoux.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tabitha Bishop
Uczeń stopnia II
Dołączył: 04 Lis 2012
Posty: 634
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Holandia Płeć: Czarownica
|
Wysłany: Pią 3:56, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Z gabinetu dyrektorki
Tabi szła korytarzem, próbując zasłonić swoje półnagie ciało.
Moja jedyna sukienka... Ech... - założyła ręce na piersiach, próbując podtrzymać rozerwany materiał.
Wyglądam jak ostatni niechluj.
No, to niewiele mijało się z prawdą. Miała na sobie potarganą sukienkę, sięgającą kolan. Brak stanika i butów, które zrzuciła biegnąc za nauczycielką, nie dodawał jej uroku. Do tego zmierzwiona fryzura, która nie nadawała się już do ułożenia.
Podeszła do drzwi pokoju 78, mając nadzieję, że zastanie tam Paula.
Dziwne, że w tej chwili jesteś jedyną osobą, do której mogę przyjść. Gdybym w takim stanie poszła do Rose, to nie poprawiłoby to jej opinii na temat Noah.
Zapukała w drzwi, nie chcąc wejść nieproszoną, zaczekała aż ktoś się odezwie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rose Willton
Seems a bit dead
Dołączył: 23 Paź 2012
Posty: 366
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wirrawie Płeć: Czarownica
|
Wysłany: Pią 4:05, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
-Czasami mam wrażenie, że niczego nie rozumiesz.
Pieguska zacisnęła pokaleczone i wciąż zabandażowane palce, zatrzymując swe głębokie spojrzenie na papierosie, z którego wydostawały się malutkie kłębowiska szarego, duszącego dymu.
Nie wiedziała co ją czeka. Jeszcze nie wiedziała, nie miała pojęcia o potężnej lawinie...
-Mnie nie uwiążesz. Ptak ma skrzydła i zawsze odleci.
Kołaczące w piersi serce momentalnie stanęło, by po chwili buchnąć znowu; tym razem poczęło przepompowywać krew z taką mocą, że dziewczyna bała się, że zaraz zostanie z niej miazga.
Jedna, wielka, czerwona miazga.
Łzy, których nie próbowała już hamować spłynęły po jej wychudzonej twarzy, aż dotarły do ust rozwartych w geście... niemej obrony? Krzyku?
Niewiele myśląc zatrzasnęła drzwi do pokoju oznaczonego numerem 78, jednak dopiero w połowie drogi zdała sobie z wszystkiego sprawę. Z wszystkiego.
Informacje dotarły do zamroczonego umysły z opóżnieniem, jednak wbiegając w pełnym galopie dały o sobie znać uczucia- głęboko skrywane pod maską smutku i bezgranicznej rozpaczy.
Lawina okrutnie zabiła umysł, jednak lód oraz śnieg nigdy nie zabiorą rozpalonego ze wściekłości serca.
Pieguska powtórnie tego dnia otworzyła drewniane drzwi prowadzące do pokoju.
Z uwodzicielskim uśmiechem oraz z niebezpiecznym błyskiem w oku podeszła do Paul'a; zanim ten zdążył zaaragować odebrała mu źródło ognia- nikły płomyczek upadł na dywan, gdzie rozprzestrzenił się w mgnieniu oka. Teraz tańczył po drewnianych belkach, wykrzykując dzikie obelgi.
Taki już jest ogień. Gdy go rozpalisz to nie ma już odwrotu. Iskierka przemieni się w szalejący pożar. A wtedy zniszczy wszystko co stanie na jej drodze.
-Skrzydła zawsze można podciąć. -wymruczała niczym stary kocur, zatrzymując swoją twarz mrocznie rozświetloną przez płomienie zaledwie kilka milimetrów od twarzy niebieskookiego, który nie zdawał sobie sprawy z powstałego zagrożenia.
-A prawdziwego pożaru nie dasz rady już zatrzymać.
Po tych słowach zrobiła coś, czego nawet nie kontrolowała. Bo przecież nie panowała nad swymi ruchami- była robotem, przerażającą maszyną zabierającą to czego ona sama nie mogła nigdy dostać.
Pozostawiła na półotwartych ze zdziwienia ustach młodego Devouxa długi pocałunek- pełen goryczy, ale także namiętności.
Wreszcie, gdy oderwała swoje rozpalone wargi odeszła kilka chwijnych kroków w bok, by po chwili znów podejść do Paula- tym razem jednak mając nieco gorsze zamiary...
Na tyle na ile pozwalał jej piekący ból w ręce uderzyła chłopaka w twarz.
-Ogień trawi wszystko.
Ten oczywiśnie niczego się nie spodziewał- z głośnym hukiem upadł na podłogę, ale zaraz z niej powstał, parząc się drewnianymi belkami, które zajął demoniczny żywioł.
Dziewczyna ostatni raz dotknęła z czułością i jakby namaszczeniem policzka na którym to powstała różowawa blizna, ciągnąca się aż pod linię zmrużonych oczu.
-Ogień to żywioł.
-I pomyśleć, że kiedykolwiek pokochał lód.
Wszystko działo się zaledwie kilka sekund- nie więcej niż pięć mrugnięć.
Pieguska z wielkim trudem dotarła do miejsca wyjścia, a gdy obejrzała się za siebię zobaczyła ogrom szkód przez nią wyrządzonych.
Na drewnianych belkach, które szybko i skutecznie trawił ogień klęczał zarys drobnej postaci. Sylwetka Paul'a Devouxa podnosiła się i opadała wraz z kolejnym oddechem, a głębia oceanu zalewała umysł Rose tysiącami pytań, na które ona sama nie znała odpowiedzi.
-Kocham Cię. -szepnęła wbrew sobie- wbrew temu w co wierzyła, co było jej przykładem oraz autorytetem.
Te dwa słowa momentalnie wypaliły wielką ognistą dziurę w błąkającym się umyśle, dziewczyna słyszała je wybiegając z pokoju, słyszała je także na hałaśliwym korytarzu.
Będzie je słyszeć nadal. Te dwa słowa będą przyświecać piegusce drogę- nie pozwolą na zatracenie się w smutku, nie oddadzą dziewczyny w lodowate objęcia Śmierci. Będą brzmiały tak długo, jak długo będzie biło jej serce.
Kocham Cię.
W poszukiwaniu noża... na obiad.
Ostatnio zmieniony przez Rose Willton dnia Pią 4:17, 28 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Paul Devoux
Początkujący
Dołączył: 26 Lis 2012
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Calvi, Francja Płeć: Czarodziej
|
Wysłany: Pią 4:32, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Wszytko to działo się w zawrotnym tempie. Najpierw wyjście Rose, później powrót. Zapłon zapalniczki w magiczny sposób przeniósł się na drewniane belki, powodując natychmiastowy zapłon pomieszczenia. Siarczysty policzek wymierzony w twarz powalił chłopaka na posadzkę. Pocałunek? Nie, tego już za dużo. Paul zacisnął momentalnie usta, nie odwzajemniając okazaniu miłości według szatynki.
Nienawidzę Cię.
Willton dobrze wiedziała, że szatyn dusi się i szybko pada pod wpływem ognia; strach i przerażenie wzięły górę. Nastolatek zmierzył potwora w skórze uczennicy do drzwi, kątem oka wychwytując Tabithę. Widząc przyjaciółkę powoli zakręcił się i nieporadnie wstał z ziemi. Zatoczył się do łazienki i odkręcił kurek z wodą; pomieszczeniem momentalnie zawładnęła przezroczysta ciecz. Resztkami siły Paul poprowadził płyn na ogniste belki, gasząc bordowe języki pożerające chłopaka.
Wszystko ucichło. Syknięcie ognia połączonego z wodą już dawno zamarło, pozostawiając jedynie mleczny dym po sobie. Dopiero wtedy niebieskooki pozwolił sobie na upadek i trzymając się za głowę, runął z hukiem. Pulsowanie obolałej kości, czy same cierpienie psychiczne przerosło Devouxa - stracił przytomność, wlewając się w drewniane panele.
Ostatnio zmieniony przez Paul Devoux dnia Pią 4:33, 28 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tabitha Bishop
Uczeń stopnia II
Dołączył: 04 Lis 2012
Posty: 634
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Holandia Płeć: Czarownica
|
Wysłany: Pią 4:44, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Drzwi stanęły przed nią otworem. Tabi z przerażeniem obserwowała płonący pokój, a później zalewającą go falę wody. Stała jak zamurowana. Chwilę potem, Paul upadł na ziemię.
Nie, błagam!
Podbiegła do chłopaka nie zważając na swój podarty strój. Pochyliła się nad nim, podnosząc jego głowę do góry.
- Paul, słyszysz mnie? Błagam! Obudź się...
Próbując go ocucić. podniosła go na łóżko. Ułożyła go wygodnie i pobiegła do łazienki, przynosząc szklankę wody i zwilżony ręcznik.
Otarła jego czoło, cały czas szepcząc prośby, by otworzył oczy.
W pewnym momencie leniwie podniósł powieki. Tabi zauważywszy lodowy błękit, uśmiechnęła się ciepło.
- Paul... nie strasz mnie więcej... - położyła mu zimny kompres na czole.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Paul Devoux
Początkujący
Dołączył: 26 Lis 2012
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Calvi, Francja Płeć: Czarodziej
|
Wysłany: Pią 5:09, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Dym toczący się przez pokój kuł płuca gorzej niż tytoń spożywany przez nastolatka. W jednej chwili przed jego osobą pojawiła się Tabitha, która ocuciła nastolatka zimną wodą. Uchylił leniwie powieki, uspokajając szatynkę lazurem jego tęczówek.
- Patrzcie, do najgorszego zwyrodnialca świata przybył anioł. Czyżbym już był w niebie? - wymamrotał do uradowanej przyjaciółki. Złapał ją poparzoną dłonią, gładząc wierzch chropowatymi opuszkami palców.
Podniósł się lekko, przeczesując wzrokiem pomieszczenie; Rose narobiła nieciekawego bałaganu, który ktoś musiał posprzątać.
- Jednak nie miałem racji - przeciwieństwa nigdy nie będą razem. Ta wariatka puściłaby mnie z dymem. A dobrze wie, że panicznie boję się ognia. - wydusił z siebie, wciąż mając problemy z oddechem.
Przerażony nawet nie poczuł, jak mocnej zacisnął dłoń Bishop. Przyłapany na tym czynie, od razu osłabił chwyt, lekko czerwieniąc się na policzkach.
- Wybacz... Czemu Ty zawsze wpadniesz na mnie jak jestem pobity, lub poobijany? - zaśmiał się gorzko, wpatrując się w zmartwioną Tab.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tabitha Bishop
Uczeń stopnia II
Dołączył: 04 Lis 2012
Posty: 634
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Holandia Płeć: Czarownica
|
Wysłany: Pią 5:16, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Tabitha ucieszyła się, kiedy Paul usiadł na łóżku. Wiedziała, że nic mu nie jest.
- Anioł? Nie przesadzaj... - zaśmiała się lekko. Złapał ją za rękę i wtedy zobaczyła poparzenie. Nim zaczął protestować, oblała je zimną wodą ze szklanki i przetarła delikatnie ręcznikiem.
- Nie wiedziałam, że boisz się ognia... Ja myślę, że przeciwieństwa się uzupełniają. Jeśli przestaną ze sobą walczyć. - puściła do niego oczko i spojrzała mu w oczy.
Wysunęła dłoń z jego uścisku i szczelnie zasłoniła się kawałkami materiału.
Nie powinieneś tego teraz widzieć.
- No wiesz... Skoro sam nie dajesz sobie rady, to ktoś musi cię ratować z opresji. - dodała z udawaną powagą w głosie. Jej oczy jednak zdradzały troskę i czułość.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|