|
|
Autor |
Wiadomość |
Thomas Moriarty
Often the most clever answer is silence
Dołączył: 07 Paź 2012
Posty: 396
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nie Londyn, bo wszyscy stamtąd. Płeć: Czarodziej
|
Wysłany: Pią 23:53, 26 Paź 2012 Temat postu: Polana Zwierząt |
|
|
Thomas przechadzał się właśnie swoją ulubioną polaną. Stanął na drewnianym moście przy dużym stawie i przyglądał się różnym magicznym rybom pływającym w kryształowej wodzie. Słońce delikatnie ogrzewało polanę. Thomas przechadzał się dalej. Oddalał się od stawu i dochodził do bardziej zalesionego terenu. Hasały tam różne sympatyczne i radosne zwierzątka. Przyjemny widok. Idąc dalej sympatyczną dróżką między aleją pełną ozdobnych kwiatów i roślin spostrzegł w górze kilka ptasich gniazd. Pisklęta wydawały radosne dźwięki z ujrzenia mamy z... 'obiadem'. Thomas po tej miłej przechadzce zaczął wracać w stronę szkoły z uśmiechem na twarzy...
Ostatnio zmieniony przez Thomas Moriarty dnia Wto 17:28, 06 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Francesca Northwolf
My zabijamy czas, a on zabija nas
Dołączył: 14 Paź 2012
Posty: 163
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Czarownica
|
Wysłany: Pią 0:36, 02 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Z:Gabinetu Verony Hartengoll
Kobieta wędrowała w poszukiwaniu dobrego miejsca dla smoków. Wszyscy nauczyciele mianują się tutaj wybornymi czarodziejami, a nie wpadną na pomysł, aby stworzyć kopułę ognioodporną. Smoki byłyby tam wpuszczane i żyłyby własnym życiem. Oczywiście Franceska chyba jako jedynai będzie tam wchodzić i dbać o nie. Ta polana byłaby bardzo dobra. Wiele razy musiała tworzyć nowe kopuły i "mieszkania" dla smoków w hodowli ojca. O rany! Przypomniałam sobie! Muszę napisać do taty list w sprawie smoków! Po tym olśnieniu postanowiła nie odkładać tego jak zwykle na później. Z niechęcią opuściła piękne miejsce.
Do:Ogrodu pełni
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jonathan Lawrence
Life is brutal
Dołączył: 29 Paź 2012
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Magic place Płeć: Czarodziej
|
Wysłany: Sob 19:48, 03 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Z gabinetu Jonathana Lawrence'a
Jonathan przeszedł wąską alejką. Rozglądał się szukając inspiracji dla swojego mózgu, aby mógł mieć jakiekolwiek sny. Teraz zwrócił uwagę na kruka, który przelatywał nad polaną. Ptak zaczął zataczać kręgi nad nim, lecz po chwili odleciał w stronę szkoły. Jasnowidz siadł na trawie by obserwować niebo, które nagle stało się pochmurne. Szare obłoki leniwie poruszały się w górze. Jonathan czuł naturę wokół siebie: jaszczurki przekradające się wśród traw czy wróble ćwierkające z gałęzi. Mężczyzna powoli zamknął oczy w celu odprężenia się...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anne Moonstar
Uczeń stopnia II
Dołączył: 22 Paź 2012
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Przedmieścia Londynu
|
Wysłany: Sob 23:08, 03 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Z jadalni
Nie wiedziała, w którym momencie zaczęli biec. Anne obserwowała piękny krajobraz dookoła, chłonąc przy tym woń kwiatów, wody i trawy. Podobało jej się to miejsce. Słyszała dźwięki, wydawane przez zwierzęta i miarowy, stłumiony stukot trzech par stóp o podłoże. Nie lubiła biegać, ale w gruncie rzeczy, od czasu do czasu mogła pozwolić sobie ja taki wysiłek. Czuła, jakby jej mięśnie prostowały się i rozgrzewały po długim czasie bezczynności. Od przyjazdu nie robiła nic innego oprócz biegania po schodach, siedzenia i uciekania przed nauczycielami. Czyli właściwie ruszała się trzy razy więcej niż w Londynie, kiedy zdana była na prywatnego szofera i limuzynę. Jakimś cudem udało jej się nawer wyprzedzieć rozdzeństwo, kiedy nagle stanęła jak wryta. Na trawniku, z zamkniętymi oczami siedział nie kto inny niż nauczyciel wrożbiarstwa, któremu zalazła za skórę. Mikey widocznie nie dostrzegł mężczyzny, bo wraz z siostrą wpatrywał się w Anne ze zdziwieniem.
- Profesor Lawrence - powiedziała zziajana. -[b] Nie wiem, czy mamy ochotę się z nim spotykać, Mikes.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mikey Williams
Uczeń stopnia I
Dołączył: 24 Paź 2012
Posty: 359
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Czarodziej
|
Wysłany: Sob 23:26, 03 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Biegli wzgórzami, otuleni promieniami słońca. Mikey i Liz byli przyzwyczajeni do biegów, lecz mimo to Anne udało się ich wyprzedzić. Bliźnięta wybuchnęły śmiechem i zaczęli okrzykami dopingować biegnąca przed nimi dziewczynę. Chłopak był tak skupiony na otoczeniu, że nie zauważył, gdy szatynka nagle się zatrzymała i niemal na nią wpadł. Spojrzał na nią zdziwiony.
- Profesor Lawrence - wydyszała. - Nie wiem, czy mamy ochotę się z nim spotykać Mikes.
- Czy mamy, czy nie mamy i tak tego nie unikniemy. Ja i Liz jesteśmy zapisani na jego zajęcia. Ale póki możemy lepiej się wstrzymajmy, jeszcze zamorduje nas wzrokiem - Mikes udał przerażonego. Dziewczyny zaśmiały się. - To może... Liz, co jest? - nagły zamęt w głowie bliźniaczki nie pozwolił mu dokończyć zdania. Ruda spojrzała na niego nieprzytomnie.
- Co?... Nie, nic. Wszystko w porządku - potrząsnęła głową i w pełni wróciła do normalności, jednak Mikes widział, że coś ją gryzie. I tak się dowiem. Och, wiem, nie dasz spokoju, jęknęła Liz.
- To może przemknijmy gdzieś indziej, póki jeszcze możemy? - zasugerował chłopak i po chwili cała trójka biegła z powrotem w kierunku szkoły.
Do ogrodu pamięci
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jonathan Lawrence
Life is brutal
Dołączył: 29 Paź 2012
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Magic place Płeć: Czarodziej
|
Wysłany: Sob 23:27, 03 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Mężczyzna usłyszał, że ktoś przybiegł na polanie, a potem cichy szept, lecz nie dosłyszał dokładnych słów. Kto zaburza mój spokój? Podniósł się z trawy, a następnie rozejrzał. Na skraju łąki stała trójka uczniów. Dwoje rozpoznał: para z balkonu, ale dziewczyny towarzyszącej im widział tylko przelotnie. Nowo przybyłych uczniów zaprosił gestem ręki do siebie.
- Chodźcie się przysiąść.- jego twarz jak zwykle zmieniła wyraz na delikatny uśmiech, kiedy kogoś spotykał. Jednak nim uczniowie się przysiedli od razu uciekli..
Ostatnio zmieniony przez Jonathan Lawrence dnia Sob 23:28, 03 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Verona Harthengoll
To be or not to be
Dołączył: 07 Paź 2012
Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z XV-wiecznej angielskiej wioski Płeć: Czarownica
|
Wysłany: Sob 23:51, 03 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
- Przeklęte wiewiórki! - mruknęła niemal niedosłyszalnie Verona, gdy wraz z Xavierem wyszli na polanę zwierząt.
Piekielne stworzenia, jak zwykle nazywała je Verona, biegały prawie po całej polanie, przemykając między nogami i kryjąc się w wysokiej trawie. Słońce drażniło przemęczone oczy czarownicy.
Nienawidzę słońca... po co w ogóle zaproponowałam przyjście tutaj?
Verona skrzywiła się patrząc, a raczej próbując patrzeć, szyderczo w stronę słońca.
Do czego jest potrzebna ta wielka rozżarzona kula? W trumnie doskonale sobie bez niej radziłam...
Xavier spojrzał na nią nieco zdziwiony.
Nagle Verona dostrzegła, że nie są jedynymi czarodziejami na polanie. Nieco dalej, patrząc w ich stronę, stał Jonathan Lawrence.
Alchemiczka wróciła myślami do wcześniejszego spektaklu i koncertu dobrych życzeń. Przygotowując się w myślach do kolejnego przedstawienia, uniosła rękę w geście powitania.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anne Moonstar
Uczeń stopnia II
Dołączył: 22 Paź 2012
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Przedmieścia Londynu
|
Wysłany: Nie 10:35, 04 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Zapisali się na jego zajęcia? Pokręciła głową. Nigdy specjalnie nie ciągnęło jej do wróżbiarstwa, ale skoro oni, to może Anne też powinna? Nie, nie mogła całe życie się do kogoś dostosowywać. Podejmowała własne decyzje, dokonywała wyborów. I jak na razie znalazła się na liście alchemii i czarnej magii, wykładanej (o zgrozo!) przez panią Fireness.
-Liz, co jest? - zapytał nagle Mikes. Podążyła za jego wzrokiem, skierowanym teraz na bliźniaczkę. Co jej się stało? Nie wiedziała, czy ma prawo pytać. Po sugestii chłopaka prawie rzucili się biegiem w kierunku szkoły.
Do ogrodu pamięci
Ostatnio zmieniony przez Anne Moonstar dnia Nie 12:24, 04 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jonathan Lawrence
Life is brutal
Dołączył: 29 Paź 2012
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Magic place Płeć: Czarodziej
|
Wysłany: Nie 12:10, 04 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Teraz przybyły kolejne osoby. Nie mylił się, to była Verona i Xavier.
Nie spodziewałbym się Verony wraz z Xawierem, zwłaszcza w tym miejscu.
Wstał z ziemi i przywitał się z nimi. Profesor Price nie należał do osób, które znał dobrze, ale mimo to dosyć go lubił. Podszedł do nich i rzekł:
- Witajcie. Co takiego was tu sprowadza? Chyba nie słońce. I jeszcze zapada wieczór. Mógłbym zrobić rytuał, ale za krótko się przygotowywałem. Może jutro albo pojutrze. Wybaczcie, ale narazie muszę iść na obchód.
Z taką wymówką poszedł w stronę budynku szkoły.
Do pokoju kominkowego
|
|
Powrót do góry |
|
|
Verona Harthengoll
To be or not to be
Dołączył: 07 Paź 2012
Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z XV-wiecznej angielskiej wioski Płeć: Czarownica
|
Wysłany: Wto 17:15, 06 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Albo oszalałam albo nie znam się na zegarku.
Verona z roztargnieniem spoglądała w niebo w kolorze wypłowiałego indygo. Słońce powoli wyłaniało się zza horyzontu, a ledwie widoczny księżyc sunął powoli w przeciwną stronę. Alchemiczka spędziła na polanie sporo czasu, przynajmniej tak to próbowała określić. Po jakimś kwadransie rozstała się z Xavierem i podążyła do Ciemnego lasu.
Trochę dodatkowego ziela latwickiego nie zaszkodzi.
Po drodze jednak natknęła się na spory występ skalny, o intrygująco fioletowym zabarwieniu. Kobieta już po chwili odkryła, że jest to niewielkie, choć bogate złoże ametystu, więc zabrała się do obrabiania kamienia.
Teraz Verona stała tuż przy skale trzymając w zakurzonych od prochu dłoniach dwie duże bryły ametystu. Jej suknia również była zakurzona, choć Verona przywykła już do brudnych ubrań. Jak praca, to praca.
Alchemiczka w zastanowieniu spoglądała w tym momencie na swe znaleziska.
Ostatnio zmieniony przez Verona Harthengoll dnia Wto 19:39, 06 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jonathan Lawrence
Life is brutal
Dołączył: 29 Paź 2012
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Magic place Płeć: Czarodziej
|
Wysłany: Wto 23:20, 06 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Z gabinetu Jonathana Lawrence'a
Trochę mi to zajęło. Znowu wracam do mej mani przyglądania się wszystkiemu. Obecnie przyglądał się zielonej trawie mając łzy w oczach. Żałował z całego serca co zrobił. Wychodząc miał dobry humor, ale w drodze strasznie mu się pogorszył. Przecież widziałem narodziny zdrowego dziecka w wizjach. Głupi dałem się omotać kobiecie. Wzrok mężczyzny powędrował teraz na korony drzew. Już kiedyś w ten sposób nauczył się oglądać niebo, a jednocześnie uważać na kamienie oraz inne przeszkody dla jego stóp. Ptaki wesoło ćwierkały próbując bezskutecznie poprawić Jonathanowi nastrój, lecz bezskutecznie. Wrócił myślami do rozmowy w gabinecie, przez co na policzku pojawiła się drobna łza. Jak najprędzej ją wytarł by nikt nie mógł zobaczyć oznaki smutku. Nienawidził tego okazywać, miał być wiecznie uśmiechniętym, charyzmatycznym profesorem wróżbiarstwa, a nie mazgajem puszczającym na uboczu łzy. Lawrence ogarnij się, to tylko twoja prawdopodobna córka, o której nie wiedziałeś przez 16 lat. Głupiec, to moje dziecko, nie pierwsze, ale dziecko, które musisz kochać. Kto wymyślił zasadę aby kochać własnych potomków? Wielu nawet nie ma ani jednego dziedzica krwi i jakoś żyją, ale ja nie. Muszę mieć minimum co 50 lat kolejne dziecko. Odetchnął ciężko. Zobaczył w dali profesor Harthengoll. Przygotował twarz do szybkiej zmiany mimiki. Już mijał drzewa by dojść do Verony, już przeskakiwał nad kamieniami.
Kiedy doszedł do celu już miał swój tradycyjny uśmiech. Chyba bardzo lubi kamienie, skoro przy tym się tak męczy. Kobieta nawet nie zobaczyła pojawienia się Jonathana. Obszedł obiekt dookoła, ale nadal nic. Verona wydawała się jakby pogrążona w transie albo zmieniona sama zmieniona w kamień. I co najbardziej zastanawiające, dlaczego jest tu prawdopodobnie od dnia wczorajszego.
- Witaj, Verono. Czyżbyś spędziła noc przy tym głazie? Jeśli tak to nie sądze by wydarzyło się zbyt wiele, poza atakiem dzikich zwierząt.- zażartował i lekko się roześmiał.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Verona Harthengoll
To be or not to be
Dołączył: 07 Paź 2012
Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z XV-wiecznej angielskiej wioski Płeć: Czarownica
|
Wysłany: Śro 18:16, 07 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
- Witaj, Verono. Czyżbyś spędziła noc przy tym głazie? Jeśli tak to nie sądzę by wydarzyło się zbyt wiele, poza atakiem dzikich zwierząt.
Głos Jonathana wyrwał Veronę z pewnego rodzaju transu, w jaki wpadła obserwując chowającą się Wenus. Nawet nie poczuła, gdy dłonie, w których trzymała ametysty, ścierpły jej. Pełnymi skupienia oczami śledziła nastanie poranka.
Kobieta otrząsnęła się. Odwróciła się w stronę swojego partnera teatralnego wymuszając na sobie uśmiech. Równocześnie przełożyła kamienie do skórzanej sakwy, którą zawsze nosiła ze sobą.
- Wiesz, Jonathanie, ametysty są warte takiej formy poświęcenia, jak spędzenie całej nocy na polanie. A sama moja obecność raczej odstrasza dzikie zwierzęta - tutaj uśmiechnęła się nieco złośliwie. - Właśnie obserwowałam spokojną dzisiaj Wenus. A ty co porabiałeś?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jonathan Lawrence
Life is brutal
Dołączył: 29 Paź 2012
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Magic place Płeć: Czarodziej
|
Wysłany: Śro 18:43, 07 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
- Wiesz, Jonathanie, ametysty są warte takiej formy poświęcenia, jak spędzenie całej nocy na polanie. A sama moja obecność raczej odstrasza dzikie zwierzęta- na twarzy Verony zagościł złośliwy uśmiech- Właśnie obserwowałam spokojną dzisiaj Wenus. A ty co porabiałeś?
Na te słowa wróciło wspomnienie gabinetu. Jonathan lekko się skrzywił na samą myśl o tym, a oczy zrobiły się na chwilę szkliste, ale na tyle krótko by nikt nie zauważył.
- Hmm... W sumie cały dzień przesiedziałem w gabinecie- głos nagle delikatnie zadrżał- Powiedz mi jakim cudem nie masz dzieci, poza tym, że siedziałaś długo w trumnie.
Teraz mężczyzna wyzwolił wiele wspomnień dotyczących jego dzieci, choćby już martwych.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Verona Harthengoll
To be or not to be
Dołączył: 07 Paź 2012
Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z XV-wiecznej angielskiej wioski Płeć: Czarownica
|
Wysłany: Śro 18:59, 07 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
- Hmm... W sumie cały dzień przesiedziałem w gabinecie. Powiedz mi jakim cudem nie masz dzieci, poza tym, że siedziałaś długo w trumnie.
Verona zamrugała gwałtownie.
Czy on powiedział: dzieci?
Po raz pierwszy kobiecie zabrakło języka w gębie. Myśl o dzieciach nawiedziła jej umysł po raz pierwszy od sześciuset lat. Wszystkimi siłami próbowała powrócić do swoich przemyśleń i poglądów na temat dzieci sprzed jej wiekowego zaśnięcia.
Na próżno. W zakamarki jej pamięci wkradła się jakby biała mgła. Verona zmarszczyła brwi, czując, że Lawrence ją obserwuje, najwidoczniej oczekując odpowiedzi. Alchemiczce nie umknął fakt, że zdawał się być nieco poruszony.
- Cóż... - zaczęła w końcu kobieta. - Szczerze mówiąc, chyba nigdy nie myślałam dzieciach. Mój... ojciec... - tutaj wyraźnie starała się, by wspomnienia powróciły - ... bardziej chciał, abym została alchemiczką, niż żebym założyła rodzinę. Zdania matki... nie znałam.
Spuściła na chwilę głowę zasmucona. Wiekowość miała swoje zalety, ale też wady.
- Jednakże, jako młoda dziewczyna, zastanawiałam się nad założeniem rodziny - dokończyła. - Tyle, że nigdy nie znalazłam nikogo odpowiedniego na partnera. Ani mnie nikt chyba nie szukał.
Verona spróbowała uśmiechnąć się. Marnie jej to wyszło.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jonathan Lawrence
Life is brutal
Dołączył: 29 Paź 2012
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Magic place Płeć: Czarodziej
|
Wysłany: Śro 19:06, 07 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
- Cóż... Szczerze mówiąc, chyba nigdy nie myślałam dzieciach. Mój... ojciec... bardziej chciał, abym została alchemiczką, niż żebym założyła rodzinę. Zdania matki... nie znałam. Jednakże, jako młoda dziewczyna, zastanawiałam się nad założeniem rodziny. Tyle, że nigdy nie znalazłam nikogo odpowiedniego na partnera. Ani mnie nikt chyba nie szukał.- kobieta wydawała się speszona.
- Ja właśnie tego ci zazdroszczę. Stąpam po ziemi krócej niż ty, a mam więcej potomków. Podczas tych 251 lat narobiłem sobie sporą dzieciarnie i w tym problem, że mam chyba jeszcze jedno, ale już szesnastoletnie.- twarz mężczyzny spochmurniała.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|